Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.

poprostu do roli pionków czy figur na szachownicy, na której prowadzi się tę kampanię, dążącą do tryumfalnego szach-mat! Nikt wszak nie wymaga od polityka, aby wyrażał uznanie dla talentów oratorskich lub mądrości politycznej mowcy wrogiego mu w danej chwili stronnictwa; „konjunktura“ polityczna stanowi o wszystkiem. Stąd te nieprawdopodobne, głęboką humorystyką trącące różnice w ocenie danego utworu lub jego wykonania w poszczególnych organach „opinii“. Rzecz z natury swojej tak swobodna i kapryśna jak indywidualny stosunek krytyka do przejawów sztuki, staje się matematycznie wykreśloną i dającą się z góry przewidzieć linią programu „politycznego“.
Nie żal mi dyrektora, trudno: qui a terre, a guerre. Mniej żal mi też autorów; mimo że dzisiaj grzbiet ich jest tą „udeptaną ziemią“, na której toczą się homeryckie boje około-teatralne, ci wybrańcy Muz mogą zawsze od wyroków współczesnych apelować do potomności, choćby bardzo odległej. Przed tem też forum rozstrzygnie się ostatecznie problem twórczości p. Katerwy lub p. Konczyńskiego (zestawiam tylko, nie porównuję). Ale najgorzej, mam wrażenie, wychodzą na tym aktorzy, to znaczy ci, którzy, naprzekór wszelkim „reformom“ i „odrodzeniom“ teatru, zawsze będą stanowić jego rdzeń i istotę.
Te delikatne organizacye artystyczne, te przeczulone kłębki nerwów, tak słusznie wrażliwe i drażliwe na współczesną i doraźną ocenę jaką przedstawia dla nich świstek dziennika — gdyż dla nich, biednych, żadne odwołanie do potomności nie istnieje! — zasługują doprawdy, aby ich pracę i ich świątynię oceniano