w umysłowościach owej epoki z pojęciami o teatrze, może stanowić dowód, iż kiedy obecny dyrektor, człowiek, jak wiadomo, odznaczający się, prywatnie, złotym humorem i świetnym apetytem, zapragnął, w pierwszych „czwartkach literackich“, streścić, jak się zdaje, swoje artystyczne credo, podał nam, jednym tchem, jedną sztukę Ibsena, jedną Przybyszewskiego i jedną Strindberga, czyli sam ekstrakt owej germańsko-skandynawskiej kuchni.
Mam przekonanie, że, o ile krzyżowanie polsko-francuskie wydaje, jak w literaturze tak i w teatrze, od biskupa Krasickiego aż po Gabrielę Zapolską, zdrowe i dorodne potomstwo (sam Fredro jest cudownym wręcz dowodem, jak można, wyciągnąwszy z francuskiej kultury wszystkie soki, pozostać takim Polakiem; w żadnej innej kombinacyi cud ten nie byłby do pomyślenia), o tyle krzyżowanie germańsko-polskie jest bezpłodne albo też rodzi dziwotwory. Toż samo wpływy północne. Ibsen jest wielkim pisarzem, ani słowa; ale wszystkie te protestancko-pastorskie problemy sumienia, tak żywe, tak codzienne dla jakiegoś Ibsena czy Björnsona, są dla naszej romańsko-katolickiej umysłowości najzupełniej obce: tak obce, jak jakieś punkty honoru japońskiego samuraja. Mogą nas zająć intelektualnie, ale w krew nie wejdą nigdy, oddźwięk zaś jaki wywołają w naszej twórczości będzie zawsze brzmiał sztucznie lub fałszywie.
Poglądu na niepomyślne wyniki polsko-germańskiej symbiozy nie zachwieje chyba teatr Stanisława Przybyszewskiego, który tak znaczny wywarł wpływ na całe jedno pokolenie. Przybyszewski jest wielkim poetą
Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/37
Ta strona została skorygowana.