niby żyli w kraju, przebywali w nim często jak przelotne ptaki, „żórawce“, nie zadomowiając się, wyglądając chwili odlotu. Kto zna powieści polskie lat ostatnich, ten zauważył, że, w większości ich, połowa akcyi toczy się zagranicą, najczęściej w Paryżu. Otóż, na emigracyi może powstać wielka poezya, ale nie może powstać bieżący repertuar teatralny, wyrażający współczesne życie. Przybyszewski jest najczystszym typem tej emigracyi, zawieszonej pomiędzy niebem a ziemią, nie żyjącej, ściśle biorąc, w żadnem społeczeństwie. Nie zna nawet języka jakim w Polsce ludzie potocznie mówią, nie zna nic pośredniego między swą przepiękną poetycką prozą, a okropnym żargonem kawiarnianej cyganeryi, jakim bezwiednie zarywają bohaterowie jego powieści i dramatów...
Nastręczają mi się w tym przedmiocie dwa charakterystyczne fakty. Przed kilku laty, teatr krakowski wystawił sztukę obecnego sprawozdawcy z kongresu pokojowego, p. Korab-Kucharskiego, stale osiadłego w Paryżu. Akcya sztuki, napisanej po polsku, rozgrywała się we Francyi, w Bretanii. Było to jedyne przedstawienie, na którem byłem świadkiem jak w teatrze rozległy się gwizdania. Czemu, niepodobna właściwie określić. Coś podobnego zdarzyło się teraz na sztuce Granith et Hymen, a autorem jej jest również dobrowolny emigrant, który przebył pół życia za granicą, zresztą bardzo inteligentny i kulturalny człowiek. (Przed kilku laty czytałem w rękopisie inną jego sztukę, pisaną po polsku, a rozgrywającą się w sferach najwyższej arystokracyi francuskiej, której zapewne autor nigdy nie oglądał. Znam innego znowuż wybitnego
Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/40
Ta strona została skorygowana.