Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/48

Ta strona została skorygowana.

Od dwóch lat, pismo to puszcza jadowite strzały w Niemców, naśladując ich równocześnie niewolniczo i przyczyniając się w ten sposób bezświadomie do utrwalenia niemieckości.
Vous êtes un sale boche! — krzyczał raz największy boszożerca, architekt Stryjeński, na pewnego poczciwego jenerała austryackiego, zresztą Polaka i... entencistę. — Ale skądże! sumitował się biedny jenerał. Vous l’êtes sans le savoir: c’est comme la vérole, ça ne se voit pas, mais c’est dans le sang!
To się nazywa trafić w samo sedno; a przytoczone przezemnie pismo polskie jest dowodem, że bezwiedne „oryentacye“ duchowe są czemś głębiej tkwiącem, bardziej złożonem i niepokrywającem się zgoła z „oryentacyami“ politycznemi, na szczęście pogrzebanemi już zresztą gruntownie. Nikt mnie nie posądzi, abym kiedykolwiek żywił sympatye „centralne“, mogę przeto mówić szczerze. Otóż znałem, w czasie wojny, wśród czynnie działających „aktywistów“, ludzi, którzy, przez całe życie, wszystkiemi fibrami duchowemi sympatyzowali z Francyą i nie potrafiliby zasnąć bez książki francuskiej przy łóżku; znałem, z drugiej strony znowuż, zajadłych „entencistów“, którzy przed wojną, wówczas gdy nic nie stało na przeszkodzie ich wolnemu wyborowi, wszystkie swoje wycieczki zagranicę kierowali w stronę Wiednia i Berlina, stamtąd czerpiąc swój pokarm duchowy i pojęcia o cywilizacyi.
Zabawnym zbiegiem okoliczności, pośród moich znajomych, ci właśnie którzy najenergiczniej „oryentowali się“ po stronie ententy, najgłębiej, bezwiednie nieraz, w nauce, filozofii, sztuce, zakażeni byli duchem