Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/50

Ta strona została skorygowana.

ranie do tych mrocznych punktów, gdzie obie literatury, niemiecka i francuska, schodzą się u wspólnego pnia, przyczem oczywiście odgrywają rolę i szowinistyczne zakusy rewindykowania tego i owego zabytku na rzecz Niemiec. Z uniwersytetów niemieckich przejęły, z dobrodziejstwem inwentarza, tę romanistykę polskie, i pielęgnują ją zawzięcie; o ile jednak ma ona racyę bytu w tej postaci dla Niemców, o tyle w naszych stosunkach jest potrosze dziwolągiem. Z kursów tych wychodzą uczeni romaniści, którzy, być może, władają poprawnie językiem truwerów, ale których dzisiejsza francuszczyzna pozostawia wiele do życzenia (jedna ze słuchaczek uniwersytetu, romanistka, mówiła mi, iż, na jej kursie, posiadały język francuski jedynie dwie osoby i to posiadały go z domu); tym-to romanistom powierza się w gimnazyach — o ile jest w nich zaprowadzony język francuski — naukę tego języka. Rezultaty są też odpowiednie. Znajomy mój dziennikarz, rozmawiając z jednym ze specyalistów od przyszłej organizacyi naszych szkół (w której to organizacyi ma być przyznane szerokie miejsce kulturze francuskiej), wyraził przypuszczenie, iż, zapewne, dla nauki tego języka w gimnazyach, powoła się odpowiednią ilość rodowitych Francuzów; na co otrzymał odpowiedź: „Och, nie, mamy przecież dosyć wybornych „romanistów“. Z tegoby wynikało, że podstawą krzewienia u nas języka i kultury francuskiej, będzie nadal znajomość Francyi... z epoki wędrówek narodów i Karola Łysego.
Gdzież tedy nie natkniemy się u nas na przyczajonego niemieckiego ducha, jeżeli zdołał się on