entuzyazmu. Wyznaję, iż był to dla mnie jeden z najbardziej wzruszających momentów, kiedy, w czasie przejazdu pierwszych Hallerczyków, tuż po dźwiękach naszego hymnu narodowego ozwały się dźwięki Marsylianki; miałem uczucie, iż, po długich dziesiątkach lat, runął wreszcie żelazny mur, tak długo dzielący nas od kraju który był niegdyś drugą ojczyzną duchową oświeconego Polaka, i że znowu połączą nas z tym krajem najbliższe węzły; ale, kiedy rozglądam się koło siebie, mam wrażenie że droga do tego bardzo daleka. Znikomo mały odsetek mógłbym policzyć ludzi, którzy, nietylko politycznie ale duchowo, samym typem i wyszkoleniem umysłowości, „oryentują się“ ku Francyi.
I niech mi ktoś nie cytuje Cudzoziemsczyzny, nie mówi że Polak powinien być tylko Polakiem, bo to byłby frazes i oszukiwanie samych siebie. Nie chodzi o „doradzanie“ Polsce jakichś obcych wpływów, ale faktem jest, iż wpływy istniały u nas zawsze i zapewne istnieć będą długo; chodzi o to jakie. Długo jeszcze Polska będzie się musiała myślą opierać o Zachód, czyto dla swej „młodszości cywilizacyjnej“ o której pisał Szujski, czy dla zaniedbania mnóstwa pól przez lata niewoli, czy dla innych braków do których moja ambicya narodowa niechętnie pozwala mi się przyznać. Z konieczności czeka nas wybór. Znajdujemy się poniekąd na rozstajnych drogach; wszystkie działy naszego życia święcą swoje narodziny; od nas zależy, czy wróżką chrzestną przy kolebce tego życia będzie pełna rozumu i wdzięku Paryżanka, czy też straszący jeszcze tłusty upiór ciężkiej Germanii.
I dlatego, obstaję niezachwianie przy swojem: nie
Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/52
Ta strona została skorygowana.