Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/55

Ta strona została skorygowana.

wyemancypowany z „przesądów“, wcielenie tryumfalnej młodości, powabu, nawskroś kobiecej — brutalnej prawie pod uroczą formą — trzeźwości w patrzeniu na życie. Młodzi poznali się kędyś w Paryżu; obecnie tworzą wolne stadło, trwające już półtora roku. Przez ten czas, śliczna Dalila zdołała już nieco podstrzyc runo Samsona palety; on czuje to i miota się niecierpliwie w jedwabnych więzach. Nie przesyt jeszcze, ale codzienne napojenie szczęściem wytwarza w Woryckim podłoże do tęsknot „idealnych“, które znajdują ucieleśnienie w półrozwódce Podelskiej, autorce, nieszkodliwej kabotynce z gatunku mimozowatych, płynącej wysoko ponad „prozą życia“ (do której zalicza i miłość „materyalną“), tak wysoko iż nawet drobne zabiegi kobiecego wykwintu są jej zbyt poziome, a wiecznie czarna, „stylowo“ powłóczysta szata kryje tajniki tualetowe nie budzące w nas najmniejszego zaufania. Ta kobieta wciska się w życie Romana; budzi w nim „duszę“ i artystyczne sumienie (czy też tylko kabotyńskie aspiracye ponad stan?...) — dość że Worycki czuje się nieszczęśliwy, widzi iż Rena zabija w nim wielką twórczość, że wymaganiami swej miłości okrada jego talent a potrzebami tualety pcha na drogę łatwych zarobków kosztem rozwoju artysty. Kiedy wreszcie Rena, podrażniona ciągłą obecnością „siostrzanej duszy“ — w której, niezawodnym instynktem kobiety, wyczuwa kabotyństwo — sama mając zresztą w głowie inne kombinacye życiowe, oznajmia wyjazd — równoznaczny z zerwaniem — malarz przyjmuje go z radością.
Minęły dwa miesiące. Reny niema, ani wieści o niej.