konsekwentnie, znajdując w pomysłowym finale organicznie z treści wypływające uwieńczenie.
Słabszą natomiast stronę sztuki stanowi dyalog. Jest banalny i chudy. Robi potrosze wrażenie choinki ubogiego dziecka: tu parę pierniczków, tam jabłuszko, orzeszek w staniolu... Za mało w nim błysków, iskierek, zamało zazębiania się o siebie zwartych replik. A dyalog w komedyi, jak rym w poezyi, powinien nietylko zaznajamiać słuchacza z treścią, ale nieustannie cieszyć i elektryzować samym sobą. Szkoda; gdyż kilkanaście rozsypanych szczęśliwych rysów świadczy, iż, przy większym wysiłku, autor byłby może umiał osiągnąć tę soczystość, jaką np. — aby nie szukać dalekich wzorów — daje to małe cacko sceniczne, niedawno wystawione na naszej scenie: Ich czworo Zapolskiej.
Sztukę przygotowano i odegrano dobrze. P. Kamińska jako Rena ślicznie wyglądała i oddała swą partyę z wdziękiem i furyą młodości. Nóżki jej, które taką rolę grają w dyalogu sztuki, sumiennie wypełniły swoje artystyczne zadanie. Zdaje mi się jedynie, że artystka cokolwiek zdrobniła postać Reny, że przesłoniła nieco jej śmiałą linię ptaszęcym świegotem? Ale to są może moje grymasy; i taką jak była, Rena p. Kamińskiej doskonale wyrażała to, co ta postać ma ucieleśniać w przeżyciach malarza. — P. Łuszczkiewicz-Gallowej przypadła nieco blada rola autorki-Podelskiej: instynkt aktorski kazał jej pchnąć tę role w kierunku śmiałej szarży; nie mam jasnego sądu czy zupełnie w myśl intencyj autora, ale bardzo pomysłowo i szczęśliwie. Strój, maska, ruchy, głos, wszystko było prze-
Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/59
Ta strona została skorygowana.