mrożąc w kubełkach musujący cement przymierza narodów.
Powiadam tedy, iż bill amerykański (po którym, jak donosi korespondent Czasu, pięć milionów Amerykanów gotuje się opuścić na zawsze kraj rodzinny) i myśl o świecie bez alkoholu przeraziły mnie. Jakto! świat, w którym można będzie żyć dwadzieścia lat obok drugiego człowieka, widując go dzień w dzień i będąc z nim, po dwudziestu latach znajomości, równie obco i równie daleko co pierwszego dnia! świat, w którym żadne nieporozumienie, powstałe między dwoma ludźmi, nigdy się nie zatrze i nie wyjaśni; w którym każda uraza, każda nienawiść będzie drążyć serca aż do śmierci, bez żadnej nadziei i możności odpuszczenia, ba nawet, jak nieraz bywało po tęgiem wspólnem wypiciu, zamiany w dozgonną przyjaźń! W czemże jak nie w alkoholu zanurzyć tę błogosławioną gąbkę, którą przeciąga się, od czasu do czasu, po nazbyt zabazgranej tabliczce życia? „To jak burza w przyrodzie“, mawiał zmarły niedawno w Persyi poeta, Vincent de Korab-Brzozowski. Gdzież znajdzie przydrożny odpoczynek i wytchnienie biedny wędrowiec Myśli o przemęczonym mózgu i skołatanem sercu, jeśli nie w tem cudnem oszołomieniu, które bywa niekiedy dla ducha równie nieprzepartą potrzebą co sen dla ciała? Nie, żadna konsumpcya lodów, o której cuda pisze p. Beaupré, choćby nawet doszła do sześciu milionów gallonów, nie zastąpi jednego dobrze zamrożonego kubka, marki... ha! gdzież mnie niewczesna fantazya unosi?... Świat bez alkoholu, to wreszcie wytępienie pomiędzy płcią męską a kobiecą tego uroczego obcowania, utkanego
Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/75
Ta strona została skorygowana.