Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/85

Ta strona została skorygowana.

rywano końmi Damiensa, niedoszłego mordercę Ludwika XV. Grzegorz Dandin Moliera był dla współczesnych figurą nawskroś komiczną; i dziś dopiero, zarówno krytyka literacka, jak i grający go aktorzy, doszukują się w nim — aż nadto gorliwie, mojem zdaniem — bolesno-tragicznych akcentów. Współczucie zdolne były obudzić jedynie nieszczęścia szlachetne, koturnowe, losy rozgrywające się w pałacach; wszystko inne, dola pospolitych ludzi z małych domków była jedynie tematem dla grubego, szerokiego śmiechu. Jakże się to zmieniło! Dziś, dla artysty, wystarczy spojrzeć pod pewnym kątem na kawałek szarego, przeciętnego życia, aby mu się serce ścisnęło litością; dla czytelnika czy widza wystarczy aby potrącić pewne struny, a już w lot rozumie, już współdźwięczy... Dlatego zatarła się granica między tragedyą a komedyą; życie, w ujęciu scenicznem, stało się kalejdoskopem, w którym, już nie jak u Szekspira, przesuwają się pomięszane tragiczne i komiczne epizody życia, ale w którym te same postacie budzą kolejno śmiech, grozę i litość; w którym ci sami ludzie są, naprzemian, dla nas niby maryonetki tekturowe, podrygujące śmiesznie na swej nitce, to znów niby bolesne ofiary rozpięte na krzyżu życia.
Takie spojrzenie nawskroś nowoczesnego artysty posiada Tadeusz Rittner. I winy ludzkie i ludzkie śmieszności roztapiają się dla niego w uczuciu głębokiego, litosnego smutku. I to uczucie udziela się nam tem bardziej przez to, iż najczęściej Rittner obiera sobie ciasne, szare środowisko, w którem ludzie gnębią się wzajem i dręczą bez wielkości, i tłuką głową o szybę,