dusza, będąca jedynie funkcyą gatunku, ma w gruncie — mimo iż najgorsza matka — jeden szczery akcent: macierzyństwo; tylko że rozkłada się ono najfantastyczniej między męża, dziecko a kochanka. Akcent ten wydobyła p. Pancewiczowa bardzo ładnie i umiała zjednać tej, w istocie „tragicznie głupiej“ żonie, mimowolne sympatye widza. P. Łuszczkiewicz-Gallowa jeszcze raz dowiodła szerokiej skali swego talentu wyborną rolą szwaczki; wyznaję jednak iż niezupełnie umiałem zespolić w jedną całość liryczne niemal potraktowanie jej w akcie 3 w zestawieniu z jaskrawą (doskonałą zresztą) szarżą aktu 1. Ale zdaje się, że ta rysa jest w samej roli, której nigdy nie mogłem dość jasno sobie wytłómaczyć. Pani Rotterowa, jako zakochana „Mont-Blanc“, pp. Nowakowski i Miarczyński wybornie dopełniali dawnego zespołu. Jeszcze raz powtarzam: wyszedłem z teatru podniesiony na duchu
Nie spodziewałem się doznać tak wstrząsającego wrażenia... Nie dla „podniosłego nastroju“: — sala była nawpół pusta; — nie dla gry artystów: wyznaję iż niewiele w tej chwili o grze myślałem; ale sam utwór. Zawsze były dla mnie w Wyzwoleniu wiersze, które za gardło poprostu chwytały wzruszeniem, ilekroć widziałem sztukę tę na scenie; wiersze jedne z najczystszych, najpiękniejszych jakimi kiedykolwiek dźwięczała polska mowa; ale dziś, każda scena tego