Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Markiza i inne drobiazgi.pdf/80

Ta strona została przepisana.

i za powrotem do domu utrwalałem sobie na piśmie doznane wrażenia. Ponieważ z natury słabo jestem obdarzony pamięcią, nieraz, w notatkach moich, zdarzało mi się luki w rekonstrukcyi tekstu wypełniać moim własnym, przyczem starałem się jednak o ścisłe zachowanie charakteru utworów. Pozwolę sobie tutaj, w bardzo zwięzłych ramach, podzielić się memi spostrzeżeniami.
Jak wiadomo, głównym filarem takiego przybytku, poświęconego chronicznej wesołości jest t. zw. conférencier, lub, jak chcą inni, conferencieur. Nazwa ta nie ma swego odpowiednika w języku polskim — chybaby ją zastąpić (bardzo niedoskonale) rodzimem słowem pyskacz. Zadania conjerencier’a są bardzo wielostronne. Jemu przypada obowiązek oznajmiania w lekkich a dowcipnych słowach zjawiających się na estradzie wykonawców i utworów; przypominania co jakiś czas p. t. publiczności, że jest bydłem, zaledwie zasługującem na dopuszczenie do tego przybytku, którego mysteryów nie jest w stanie ogarnąć swoim tępym umysłem, etc., etc. Zwykle conférencier pełni równocześnie obowiązki sekretarza instytucyi. Tak np. znałem jednę z tych „wesołych jam“, w której młody i utalentowany poeta, a zarazem sprężysty