Agata, natychmiast wysyłając furmana do miasteczka po lekarza.
Monikę ułożono, rozebrano, natarto wodą kolońską (od przeziębienia), napojono herbatą z koniakiem i wszyscy chórem podziwiali przy tym jej hart ducha, jako że wcale nie płakała, lecz przeciwnie, śmiała się, dowcipkowała i zdawała się być w wyśmienitym humorze.
Po godzinie przybył lekarz i mieszkańcy Kopanki odetchnęli z ulgą: okazało się, że tylko ścięgno jest z lekka naderwane i że po pięciu, sześciu dniach panna będzie mogła biegać. Panna Agata zajęła się kompresami, dziadkowie nie wychodzili z pokoju wnuczki.
Przez dwa dni Justyn włóczył się sam po parku i okolicy. Trzeciego dnia z nudów zabrał się do szkicowania projektu altany. Właśnie siedział na ławce za gazonem z ołówkiem i z blokiem w ręku, gdy na ganku ukazała się panna Agata i prosto ruszyła ku niemu.
— Czego ta ode mnie chce — pomyślał niezadowolony, gdyż właśnie zaczął mu majaczyć przed oczami pomysł efektownego wiązania dachu.
— Dzień dobry, panie Justynie, — kiwnęła mu głową i usiadła obok — cóż to pan robi, czy nie tę niedorzeczną altanę.
— Właśnie, proszę pani.
— Proszę pokazać.
Bez ceremonii sięgnęła po blok i skrzywiła się:
— Owszem, niebrzydkie. Ale żeby to postawić w tym miejscu, gdzie sobie ubrdała ciocia Polcia, trzeba było by zrąbać dwa wiązy, jedyne w całym powiecie i lipę, pamiętającą jeszcze insurekcję Kościuszkowską. Co pan na to? Hę?…
— To… zapewne… kwestia zapatrywania… — zaczął.
— Otóż ja panu wyłuszczę moje zapatrywanie: to jest idiotyczne! A powtóre komu i po diabła taka altanka jest tu potrzebna?… Pytam pana!
— No, nie wiem… Państwo Korniewiccy chcieli…
— Idź że pan do licha! Starzy, ledwie nogami powłóczą,
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/117
Ta strona została uwierzytelniona.