Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

dzącego miasta dlatego, iż pewnemu gołowąsowi podobało się stroić jakieś finfy, wygibasy czy inne hopsztosy.
— Pani wybaczy…
— Nic nie wybaczę do ciężkiej cholery i siadaj pan, kiedy proszę!… Mogłabym być pańską matką. Zapewniam jednak pana, że wcale nie żałuję, że nią nie jestem.
— Ani ja — nieśmiało odciął się Justyn.
— Tym lepiej. No, siadajże pan do licha! Bo nie mogę zacząć. Tak. A teraz pana zapytam: jak należy nazwać młodego mężczyznę, który swoją karierę męską zaczyna od zawrócenia w głowie młodziutkiej panience, od rozkochania jej w sobie i później dla jakiejś swojej fantazji porzuca ją z godziny na godzinę? Jak go nazwać, hę?
Justyn na widok panny Agaty wyobraził sobie, iż przyjechała do Warszawy i przyszła do niego na prośbę Moniki i w jej imieniu. Toteż w jego głosie zabrzmiało szczere zdziwienie:
— Przepraszam panią, czy to Monika udzieliła pani takich informacyj?
— W piętkę pan gonisz, młodzieńcze — obruszyła się stara panna — Monika, o tyle ją chyba pan podczas swoich zalotów poznał, nie należy do gatunku dziewcząt, wypłakujących na łonie wszystkich krewnych, swoich zawodów sercowych. Ale po co mi w ogóle ta informacja. Czy ma pan mnie za idiotkę? Patrzyłam na was, widziałam jak ona w pana, a pan w nią wlepialiście zachwycone oczy, widziałam, iż nie umiecie kwadransa spędzić z dala od siebie. Znam się na tym. Monikę wyhodowałam od siusiumajtki i dość mi na nią spojrzeć, by widzieć co się z nią dzieje. A pan też z całą swoją skrytością jest dla mnie przejrzysty jak durszlak. Rozumiesz pan!? Jak durszlak!…
— Jak durszlak! — niecierpliwie powtórzył Justyn.
— A i w ogóle potrafię chyba poznać, kiedy mężczyzna jest zakochany. I we mnie kochał się nie jeden. Miałam czas się napatrzyć. Teraz wprawdzie jestem starym grzmotem, ale były i inne czasy… Wracajmy jednak do rzeczy. Konkluduję: — kochaliście się.
— Pani pozwoli…