w tajemnicy przed Justynem. Drżę na myśl, że mógłby się dowiedzieć o mojej trosce i że to zatruło by mu spokój, a on teraz tak ciężko pracuje i tak piękne rzeczy tworzy.
Ten wiedeński profesor twierdzi, że te moje zawroty głowy, osłabienia i inne objawi, o których Ci pisałem, są wskaźnikiem potrzeby macierzyństwa i że jeżeli organizm nie dozna naturalnego, zaspokojenia tej potrzeby, mój stan będzie się stale pogarszał.
Sama to rozumiem, lecz jestem bezsilna. Cóż mogę na to poradzić?…Przecież nasza miłość nie tylko nie ostygła, lecz staje się coraz płomienniejsza, przecie podczas każdej nocy mam prawo budzić w sobie nadzieję, że oto się wreszcie stało…
Zaczyna to u mnie dochodzić do maniactwa. Wyobraź sobie, że mam już całą szufladę koszulek, czepeczków itd. całą wyprawkę, którą uszyłam sama wykorzystując każdą nieobecność Justyna w domu. Ukrywam to przed nim. On jest taki wrażliwy. A przecie, jeżeli nawet może być prawdą to, co mi lekarze podsuwają, to i tak nie jego wina, a on męczył by się niepotrzebnie, bo żadnej rady na to nie ma. Zaklinam Cię, Janko, nie zdradź się przed nim ani ćwierć słowem.
Przepraszam Cię też najmocniej, że pisząc do Ciebie w takim dniu, zajmuję Twoją uwagę moimi niewesołymi sprawami. Ale wszystko to dlatego, że jako czteroletnia mężatka wiem już czego Ci najbardziej i najgoręcej życzyć: daj Ci, Boże, takie cudne, słodkie maleństwo, bo tylko posiadanie dziecka może dać życiu kobiety cel i sens, tak jak tylko miłość daje piękno i szczęście.
Twoja Monika.
P. S. — Nie wiem, czy Ci się podobają te drobiazgi, które dla Ciebie wybrałam. Naprawdę wolałabym ci przesłać ową wyprawkę, gdyby wypadało robić takie podarki ślubne. Dostaniesz ją zresztą i tak dla Twego pierwszego bobaska, a jeszcze raz Ci życzę, by nastąpiło to jak najprędzej. M.“.
Janka skończyła czytać list i zamyśliła się głęboko. Z zamyślenia obudziły ją głosy powracających mężczyzn. Marek oprowadzał Justyna i Stefana po gospodarstwie. Otwarte szeroko drzwi na taras pozwalały jej dokładnie widzieć ich trzech: brata, narzeczonego i Justyna.
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/170
Ta strona została uwierzytelniona.