Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/172

Ta strona została uwierzytelniona.

bał się Justynowi. Wywierał wrażenie człowieka subtelnego i dzielnego jednocześnie. Marek twierdził, że jest świetnym gospodarzem, że jego Brohiczyn to istna perła, że mało jest na Polesiu ziemian równie pożytecznych, bo i sprawami społecznymi zajmuje się z zapałem i podniesieniem ogólnego poziomu rolnictwa. Zresztą, Stefan wypłacał się Markowi tymi samymi komplementami.
Po obejrzeniu Zapola, trudno było odmówić im uznania. Gospodarstwo pod każdym względem było tu postawione pierwszorzędnie. W ciągu niespełna pięciu lat po zupełnej dewastacji, majątek wrócił do dawnego kwitnącego stanu z tą dodatnią różnicą, że jego wydajność wzrosła znacznie. Nie mogło to dziwić nikogo, gdy wszyscy wiedzieli, ile niestrudzony właściciel wkłada w swój majątek pracy. Zdawało się, że wyrzekł się raz na zawsze życia prywatnego czy towarzyskiego. Nikogo nie przyjmował, u sąsiadów nie bywał, a jeżeli wyjeżdżał z Zapola, to tylko w interesach i to na krótko. To też nie umiał już mówić o niczym innym, jak tylko o swoim gospodarstwie. Takie przynajmniej wrażenie odniósł teraz Justyn, nie mogąc skierować rozmowy z Markiem na żaden inny temat.
Marek po czteroletnim niewidzeniu przyjaciela, przyjął go z dawną serdecznością. W jego zachowaniu Justyn nie mógł dopatrzeć się najmniejszego szczegółu, który by wskazywał na oziębienie ich stosunków. A jednak wbrew świadectwu własnej obserwacji wyczuwał między nim a sobą jakąż zaporę, jakąż przeszkodę, która ich dzieliła, niby idealnie przezroczysta tafla szklanna, niedostrzegalna, a przecież rzeczywista. To samo zresztą czuło się w jego rzadkich listach. Pisywał do Justyna w odstępach parumiesięcznych, a może nie tyle pisywał, ile odpowiadał na jego listy i pozornie wszystko działo się po staremu.
Wybierając się na ślub Janki, Justyn wiele sobie obiecywał po osobistym zetknięciu się z przyjacielem. Miał nadzieję skruszyć, a raczej roztopić dzielącą ich taflę chłodu. Wiedział przecie doskonale, że jest ona pozostałością z przed czterech lat, że przecięła i głęboko wniknęła w ich przyjaźń naskutek tych pozostałości uczuciowych, które wówczas Marek tak wspaniałomyślnie przekreślił, wyrzekając się Moniki. Zbyt dobrze obaj