Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/192

Ta strona została uwierzytelniona.

dla niej lepsza niż zupełna beznadzieja?… Jeżeli zaś nie niepewność, to w każdym razie milczenie…
I postanowił, że nic Monice nie powie. Rozmowa o tej sprawie, dla obojga tragicznej, byłaby nie do zniesienia. Należało i jej i sobie oszczędzić tak brutalnego wstrząsu.
Do Marka list wysłał jeszcze z Wiednia, a sam tegoż dnia wyjechał do Warszawy. Monika spotkała go na dworcu i od razu zaniepokoiła się:
— Co ci jest, Justynie?… Tyś chory!
— Nie! kochanie. Źle spałem przez kilka nocy — uśmiechał się, nadrabiając miną.
— Spotkało cię coś przykrego?
— Ależ nie, najdroższa.
— Ty przede mną coś ukrywasz — powiedziała z wyrzutem.
— Ukrywam i powiem ci na uszko: tęskniłem za kimś, kto zamiast ucieszyć się z mego powrotu, zadaje mi niemądrutkie pytania. Opowiedz mi lepiej, jak ty się czujesz i co w Warszawie nowego?…
Monika już więcej nie indagowała go, chociaż dręczyły ją różne domysły i chociaż w zachowaniu się Justyna widziała zdenerwowanie i nieznane dawniej przygnębienie. Ilekroć usiłowała skłonić go do dobrowolnych zwierzeń, udawał dobry humor, śmiał się, zabierał ją na dancingi, których nie lubili oboje, nadrabiał sztuczną werwą i podrabianą radością. A że nie miał zdolności aktorskich, Monika widziała te wszystkie jego wysiłki i powoli ogarniał ją smutek coraz większy.
Gdy naraz zmieniło się wszystko. Pewnego dnia podczas obiadu przyszedł list od Marka. Justyn otworzył kopertę i jak zwykle przeczytał głośno niektóre ustępy, dotyczące spraw potocznych. Monika nie mogła jednak nie zauważyć, że treść listu wyjątkowo podnieciła Justyna.
I rzeczywiście tak było. Zaraz po obiedzie Justyn przeszedł do gabinetu i przeczytał jeszcze raz list Marka.
„Rzecz jest bardzo przykra — pisał Marek — i wierz mi, iż sam pragnąc mieć dzieci (jeżeli się kiedyś ożenię, to tylko w tym celu), byłem wstrząśnięty tą wiadomością. Rozpacz jednak nic tu nie pomoże. Było by głupio przez całe życie za-