krym zdziwieniem, stwierdził, że nie wywołuje to jej krytyki. Czasem wyglądało nawet na to, że nie tylko patrzy na owe nielegalne parki z życzliwością, lecz że gotowa jest im pomagać.
Zaraz na czwarty dzień przyjechał niespodziewanie mąż jednej z pań, dyrektor Horbowski. Był to poważny i bardzo miły człowiek, w średnim wieku, lecz pełen temperamentu i męskiego wdzięku. Przyjechał po południu i do wieczora na próżno szukał żony. Nie mógł zaś znaleźć jej dlatego, że popołudnie spędziła w pokoju inżyniera Zaleskiego. Zanosiło się na wielką awanturę, jeżeli nie na dramat. I właśnie Monika zażegnała wszystko, gdyż oświadczyła, że pani Horbowska była u niej i razem „bardzo długo gawędziły“.
To już pozbawiło Justyna dotychczasowej równowagi i wieczorem gdy zostali sami, powiedział Monice:
— Nie przypuszczałem, że zdolna jesteś do tego typu kłamstwa dla osłonięcia żony, która oszukuje męża i fircyka, który go okrada.
Hamował swój głos, lecz nie mógł opanować wzburzenia i Monika spojrzała nań zalękniona.
— Czy gniewasz się na mnie?
— Nie gniewam się, kochanie, tylko jest mi bardzo smutno.
— Dlaczego?…
— Że ty pochwalasz takie nędzne postępowanie takich nędznych ludzi.
— A któż ci powiedział, Justynie, że pochwalam?
— W każdym razie osłaniasz. Nie spodziewałem się tego po tobie!
Monika położyła mu rękę na ramieniu:
— Czy wiesz, co stałoby się, gdybym tego nie zrobiła?
— To już jest zupełnie obojętne — powiedział twardo.
— Dla kogo obojętne?
— Dla każdego człowieka etycznego.
Uśmiechnęła się gorzko:
— Widzisz, jak to wam, mężczyznom, zasady mogą zasłonić wszystko: poczucie ludzkości, sprawiedliwości, współmierności, jak mogą was oślepić. Nawet ciebie! Powiedz sam z ręką na sercu, czy za ten romans, który jest wynikiem lekkomyślności i braku ośrodków hamujących, współmierną było by
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/205
Ta strona została uwierzytelniona.