Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/206

Ta strona została uwierzytelniona.

karą wydanie tej kobiety na wszystkie skutki odkrycia jej zdrady, na kompromitację, skandal, może śmierć, może zerwanie małżeństwa?…
— Miała czas o tym pomyśleć przed zdradą, a teraz powinna była ponieść za swój postępek wszelkie konsekwencje — nieco miększym już tonem rzucił Justyn.
— Mój drogi, czyż każdy umie myśleć? Czyż nawet rozsądni i myślący ludzie nie ulegają impulsom? Czy ty sam nigdy nie zrobiłeś głupstwa?… A konsekwencje… Zastanów się, że spadłyby one nie tylko na winowajczynie, lecz i na całkiem niewinnych: na jej męża, na jej dzieci.
Potrząsnęła głową:
— Nie, Justynie. Przykro mi, że nie pochwalasz mego postępku, wiesz dobrze, że wolałabym sama nie wiem jak cierpieć niż sprawić ci najmniejszą przykrość, ale gdyby drugi raz zdarzyła się podobna sytuacja, nie znalazłabym w sobie tyle tego, co ty nazywasz zasadami moralnymi, a ja nazywam bezwzględnością, by powtórnie nie skłamać.
Justyn był wzruszony.
— Tak, maleńka moja, tak. Ty jesteś uosobieniem dobroci.
Przygarnął ją do siebie. Nie opierała się i szepnęła:
— Więc mówisz, że miałam rację…
— Z twego punktu widzenia, oczywiście, kochanie.
— Powiedz, czy postąpiłam brzydko? — nalegała.
— Nie, bo o brzydocie czynów decyduje brzydota intencyj, a tyś miała najpiękniejsze.
— I sam postąpiłbyś tak samo?
Zaśmiał się, rozbrojony jej wiarą w słuszność tej wątpliwej sprawy.
— Nie, kochanie. Ja postąpiłbym inaczej. Ale nie mówmy już o tym.
Nazajutrz spotkali na plaży państwa Horbowskich. Oboje byli uśmiechnięci i weseli. Po chwili, gdy jej mąż poszedł wynająć łódkę, pani Kasia zwróciła się do Moniki z wybuchem serdeczności:
— Nigdy, nigdy pani nie zapomnę tego, co pani dla mnie wczoraj zrobiła!…
— Ależ nie ma o czym mówić — uśmiechnęła się Monika.