Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/207

Ta strona została uwierzytelniona.

— O, nie! Pani nie ma pojęcia jaki Feliks jest zazdrosny. Myślałam, że umrę ze strachu. I gdyby nie dobroć pani, stało by się nieszczęście.
— Mąż pani — wtrącił Justyn — wygląda na człowieka bardzo opanowanego i na pewno jest dżentelmenem. Nie przypuszczam, by mógł się posunąć po jakichś gwałtownych czynów.
— To tak — potwierdziła pani Kasia. — Ale bez chwili wahania porzuciłby mnie. Nie macie państwo pojęcia jaki on jest bezkompromisowy, jak nie umie przebaczać.
Justyn podniósł brwi:
— Powiedziała to pani tak, jakby zależało jej bardzo na mężu.
— A co pan sądzi?! Przecie ja go kocham do szaleństwa.
Spojrzał na nią ze zdumieniem:
— Pani kocha?
— Uwielbiam go. Nie potrafiłabym żyć bez niego. Gdyby porzucił mnie, zabiłabym się. Pan nie może sobie wyobrazić, jaki to cudowny człowiek. Wszystkie kobiety mogą mi zazdrościć takiego męża. No, niech pani spojrzy, droga pani Moniko, jaki on śliczny!
Pan Feliks zbliżał się właśnie do miejsca, gdzie plażowali. Rzeczywiście był to bardzo przystojny i świetnie zbudowany mężczyzna. Justynowi mimo woli nasunęło się porównanie tej sprężystej i pełnej życia sylwetki z owym inżynierem Zaleskim grubawym i łysawym facetem o spadzistych ramionach i skrzeczącym głosie.
Toteż gdy pan Horbowski zaproponował przejażdżkę łódką, a pani Kasia wolała zostać, został również i Justyn, bo chciał z nią pomówić, chciał po prostu zrozumieć motywy tej dziwnej kobiety, postępującej wbrew swoim uczuciom.
Gdy Monika, pan Horbowski i jeszcze dwie panie zajmowali miejsca w łodzi, Justyn zapytał:
— Oczywiście żartowała pani, że kocha swego męża?
— Ja? — oburzyła się. — Jak pan nawet może wątpić!
W jej głosie zabrzmiała szczerość.
— W takim razie jestem skończonym osłem — westchnął Justyn, — bo wybaczy pani, ale pojąć nie mogę, jak kobieta,