starczały Justynowi tym bardziej, że o Marku wiedział jeszcze i to, że jest to najbliższy mu człowiek na świecie.
Całkiem nową stronę życia Marka poznał Justyn przypadkiem, takim przypadkiem, o który na wojnie nie trudno. Pewnej nocy Domaszewicz został wysłany na patrol, a w kilka godzin później żołnierze przynieśli go nieprzytomnego i zlanego krwią. Kula trafiła w lewy bok i utkwiła gdzieś w mięśniach w okolicy kręgosłupa. Lekarz wprawdzie utrzymywał, że życiu rannego nic nie grozi, gdyż żaden z poważniejszych organów nie został uszkodzony. Marek jednak, bardzo osłabiony wskutek upływu krwi, był przekonany, że umrze. Gdy Justyn odwoził go do polowego szpitala. Marek podał mu swój portfel:
— Znajdziesz tam adresy i wszystko — powiedział. — Gdy będziesz w Warszawie, oddaj im:…
— Nie wezmę — upierał się Justyn — będziesz żył. Ja ci przysięgam, że będziesz żył.
— Nie. Weź to.
Nie chciał wierzyć w to nawet wówczas, gdy lekarze w szpitalu zakwalifikowali jego ranę jako lekką i zapewnili go, że za dwa trzy tygodnie będzie zdrów zupełnie.
W ten sposób Kielski wrócił do pułku z pugilaresem przyjaciela. Wewnątrz był złoty medalonik z kilkoma źdźbłami wyschniętej trawy, paczka listów i dwie fotografie. Jedna była podobizną bardzo młodej blondynki. Na odwrocie mocnym ładnym charakterem pisma nakreślono:
- „Noś to na sercu. Żadna kula tego nie przebije. Moja miłość będzie Ci pancerzem. — Twoja uwielbiająca Cię i dumna z Ciebie. — Janka“.
- „Noś to na sercu. Żadna kula tego nie przebije. Moja miłość będzie Ci pancerzem. — Twoja uwielbiająca Cię i dumna z Ciebie. — Janka“.
Justynowi zrobiło się przykro:
— Więc Marek kocha i jest kochany, czego nie może uważać za rzecz błahą, a nie wspominał o tym ani słowa.
Druga fotografia wyobrażała najwyżej siedemnastoletnią dziewczynę w mundurku pensjonarskim. I tu na odwrocie była dedykacja:
- „Memu kochanemu Rycerzowi, by wiedział jak wygląda Jego chrzestna mateczka wojenna, która marzy o Nim