Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/214

Ta strona została uwierzytelniona.

Przyciągnęła go do siebie i pocałowała:
— Wstydź się, jesteś słony! — orzekła z udawaną zgrozą.
Wziął jej twarz w obie dłonie i wpatrywał się w nią z czułością:
— Kocham cię — szepnął. — Kocham cię bardziej niż możesz sobie wyobrazić.


ROZDZIAŁ XII

Siedzieli całym towarzystwem na tarasie kawiarni. Było kilkanaście osób, wszyscy w świetnych humorach po emocjonującej i wesołej wycieczce dużą łodzią motorową na pełne, a dnia tego niespokojne morze.
Podczas wycieczki wszyscy nadrabiali minami, udając że nie boją się fal, które nieraz przewalały się przez dziób łodzi, teraz jednak sprowokowani przez szczerość pana Horbowskiego, kolejno przyznawali się do przeżytego strachu.
Właśnie Monika z ożywieniem na swojej wyrazistej twarzyczce z oczyma, w których odbijała się zarówno gwałtownie pobudzona odwaga cywilna, jak i wstyd tchórzostwa, wśród wybuchów śmiechu czyniła publiczną spowiedź z obaw dotychczas jak najstaranniej ukrywanych.
Justyn na chwilę oderwał od niej oczy i mimo woli spojrzał na rotmistrza Jotarskiego, jedynego prawdziwego bohatera dzisiejszej wycieczki, znanego sportowca i właściciela motorówki. — Jotarski wpatrywał się w Monikę jak w tęczę. Oczy mu się iskrzyły, nozdrza falowały, w jego śmiechu brzmiał tak łatwy do zidentyfikowania ton podniecenia, który przy bujnej urodzie oficera musiał działać nieodparcie na nerwy kobiet.
Rotmistrz bawił w Jastrzębiej Górze zaledwie od dwudziestu czterech godzin, a już zainteresował wszystkie tutejsze panie. Justynowi podobał się od razu. Wysoki, opalony, zbudowany jak gladiator, wesoły, bezpośredni i bezpretensjonalny, podbijał sobie ludzi żywiołowym temperamentem i ładną prostotą bycia.
Z tej prostoty wynikało też na pewno i to, że od początku nie ukrywał tego, że Monika podoba mu się bardzo. Właściwie mówiąc, dla niej sprowadził z Helu swoją łódź i urządził tę