mógł wyjechać, przed wyjazdem zawiadomi ją o tym telegraficznie.
Tak minęło dziesięć dni, dwanaście, dwa tygodnie, gdy w liście Moniki znalazł między innymi wiadomościami, krótką wzmiankę:
„Wczoraj wyjechał rotmistrz Jotarski, gdyż jego urlop się skończył“.
Tegoż dnia Justyn opuścił Warszawę. A następnego ranka był już w Jastrzębiej Górze.
Bał się, że Monika będzie nań czekała, bał się pierwszych słów, bał się pierwszego spojrzenia w jej oczy, w których chciał znaleźć potwierdzenie dokonanego faktu, faktu, który stałby się przecie najboleśniejszym ciosem w jego własne serce.
Dlatego wolał ją spotkać wśród ludzi, wśród obcych, których sama obecność zmuszałaby go do trzymania swych nerwów w garści. Toteż szedł do pensjonatu okrężną drogą, by w pensjonacie już Moniki nie zastać i spotkać ją dopiero na plaży.
Wszystkie te manewry jednak zawiodły. Monika, uprzedzona depeszą, ani myślała o wyjściu z domu. Siedziała na parapecie okna, zauważyła z daleka i powitała męża głośnym piskiem radości. W pierwszej chwili i on zapomniał o wszystkim. Trzymając ją w objęciach o niczym nie myślał, niczego wiedzieć nie pragnął, upajał się jej bliskością i własnym szczęściem.
Po dłuższych dopiero powitaniach odzyskał równowagę i zaczął przyglądać się jej uważnie, czy w jej spojrzeniu, w jej sposobie bycia, w jej głosie nie odkryje jakichś zmian.
Lecz Monika była taka, jak zawsze: serdeczna, jasna, zakochana. Nic nie wskazywało w jej zachowaniu się na to, by podczas nieobecności męża przeżyła coś istotnego, coś, co by w niej musiało, nie wątpił o tym, co by musiało zostawić ślad wyraźny.
Z wielką troskliwością wypytywała go, co w Warszawie robił, narzekała, że pozostawiony bez opieki musiał źle i niesystematycznie jadać, bo zeszczuplał i zmizerniał.
— To z tęsknoty, z tęsknoty za tobą, kochanie — całował jej ręce.
— Ależ i ja tęskniłam strasznie. Miejsca sobie znaleźć nie mogłam. To okrutne, żeś tak długo samą mnie tu zostawił.
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/222
Ta strona została uwierzytelniona.