Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/245

Ta strona została uwierzytelniona.

Piękna jest w takie wieczory Warszawa, piękna jest w jasne świeże ranki, kiedy ludzie zdają się inni, zdają się weselsi i szczęśliwsi, spieszą do pracy, kiedy nawet tramwaje dzwonią radośnie i to miasto szare, zakurzone lub błotniste w innych porach roku, wiosną pręży się młodością i zdrowym mocnym życiem.
Taka wiosna była w Warszawie, gdy Justyn z Moniką wrócili ze swej długiej podróży.
Przez pierwsze dni nie mogli się nią nacieszyć. Zwłaszcza Monika, która już bardzo tęskniła za krajem. Justyna od razu wciągnął wir od dawna zaniedbanych prac i obowiązków. Budowało się wiele gmachów, niektóre rzeczy wymagały przeróbek i zmian, należało też zająć się gorliwiej wykończeniem willi własnej.
Jednocześnie zjechali do nich goście: Janka z mężem i z dzieckiem, z maleńką Dorotką. Stefan zamieszkał w hotelu, Janka zaś z małą u nich. Uparła się przy tym Monika:
— Obrażę się na ciebie śmiertelnie — mówiła Jance — jeżeli nie przyjmiesz u nas gościny. W hotelu Dorotka nie będzie miała ani takiej opieki ani takich wygód.
Z całą swoją egzaltacją, która wybuchała w niej zawsze, gdy było przy niej jakiekolwiek dziecko, Monika wręcz nie odstępowała Dorotki. Koło niej zresztą koncentrowało się zainteresowanie wszystkich, gdyż ona to była powodem przyjazdu do Warszawy. Chodziło o stan zdrowia maleństwa.
Zaczęły się wizyty u różnych lekarzy. Dorotka miała coś nie w porządku z oskrzelami i po wielu naradach lekarze orzekli, że widocznie powietrze w majątku Stefana jest zbyt wilgotne. Doradzili krótki pobyt w Śródborowie, a później spędzenie lata gdzieś indziej. Monika usiłowała namówić ich do zamieszkania w Kopance, lecz w końcu wybór padł na Zapole, położone w najsuchszej części Polesia.
Stefan chętnie zgodził się na to, gdyż i tak musiałby się na dłuższy czas rozstać z żoną: powołano go na ćwiczenia wojskowe.
Gdy już rzecz była zdecydowana, Justyn któregoś dnia powiedział Monice:
— Przyszło mi na myśl, że mogłabyś pojechać z panią Jan-