Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

tej kobiety. Był to list żartobliwy, ba, niedopuszczalnie poufały i frywolny.
— Zbłaźniłem się — przygryzł wargi.
Oczywiście nie mogło być dwóch Monik. Zatem jedna z nich jest mistyfikacją. Albo ta leciwa matrona, ale owa panieneczka z portfelu Marka. Jeżeli otyła dama nie istnieje, to jej fotografia i ten list mają dlań być po prostu nauczką i skarceniem za poufałość. W przeciwnym razie, to znaczy w wypadku autentyczności staruszki, nie istnieje młoda Monika, czyli po prostu w obrzydliwy sposób ta baba zakpiła z Marka, udając w listach do niego panieneczkę i przysyłając mu fotografię diabli wiedzą, może swojej wnuczki!…
Jakkolwiek ta druga ewentualność już przez samą swoją potworność wydała mu się niemożliwą, jednak ją należało wziąć pod uwagę. Oczywiście Justyn dałby wszystko za to, by raczej z niego samego zakpiono. Sama myśl, że ktoś posługując się cudzą podobizną, mógł wyłudzić od Marka czułe listy, wywoływała w nim gniew i oburzenie.
Z tego wszystkiego, poirytowany i rozżalony, tknąć nie chciał tej paczki. Odsunął ją w kąt izby i dopiero po paru dniach, gdy się już uspokoił, sięgnął tam po papierosy. Postanowił wszakże nie odpisywać ani słowa i nie dziękować za przesyłkę.
Minął tydzień od tego czasu, gdy wrócił ze szpitala jeden z młodszych podoficerów i przyniósł kartkę od Marka. Marek donosił, że w tych dniach zostanie wypisany i że otrzymał miesiąc urlopu, wobec czego nie wstąpi już do pułku lecz wprost pojedzie do Warszawy.
„Z Warszawy do Ciebie napiszę obszerniej, a teraz ściskam Cię serdecznie“ — kończył się list.
Tegoż dnia gruchnęła wiadomość o podpisaniu zawieszenia broni. Po wybuchu wielkiej radości, nazajutrz zapanował w pułku nastrój zniecierpliwienia. Nie mówiono o niczym innym, jak tylko o demobilizacji.
Justyn miejsca sobie nie mógł znaleźć. Chodził posępny i zamyślony. Codziennie łaził po kancelarii, by dowiedzieć się, czy nie przyszły jakie rozkazy dotyczące zwalniania ochotników.
Nie tylko tęsknił za Markiem. Od czasu rozstania wciąż ro-