Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/275

Ta strona została uwierzytelniona.

różniący się niczym od wielu poprzednich. Janka z małą przyszła do pokoju Moniki, jak zwykle i jak zwykle karmiła ją przy Monice.
Potem poszły na przechadzkę, a Dorotka została z Walusią. Walusia była rumiana i wesoła, jak zawsze.
Gdy przed gankiem rozległ się tętent wierzchowca, Monika wiedziała, że wrócił z pola. W pierwszej chwili nie wyobrażała sobie, że będą mogli sobie spojrzeć w oczy. Lecz Marek wszedł i przywitał się ze zwykłą serdecznością.
A potem siedli do stołu.
Rozmowa nie kleiła się pomimo wysiłków Janki, by skierować ją na sprawy obojętne. Wieczorem rozstali się wcześnie.
— Zupełnie tak — pomyślała Monika — jakbyśmy uciekali od siebie.
Znalazłszy się w swoim pokoju, szybko rozebrała się i położyła do łóżka. Nie mogła jednak zasnąć. W domu panowała cisza. Leżąc w ciemności nasłuchiwała, czy nie odezwą się na górze odgłosy kroków. Ale i stamtąd nie dolatywał żaden dźwięk.
Nagle usłyszała lekki szmer naciskanej klamki i skrzypnięcie drzwi.


ROZDZIAŁ XVI

Justyn wziął w palce długą białą kopertę i wpatrywał się w nią przez kilka minut, zanim otworzył. Od razu poznał charakter pisma Janki.
„Drogi Panie Justynie. — Przepraszam, że zabieram Panu czas swoimi interesami, ale ponieważ i tak mam nadzieję, że pan w najbliższych dniach przyjedzie do Zapola, nie sądzę, bym zbytnio obciążyła pana prośbą o załatwienie mi paru sprawunków. Na załączonej karteczce wypisałam je systematycznie, tak, że może Pan polecić to chociażby służącej.
U nas tu lato w całej pełni. Pogody śliczne. Bogu dzięki wszyscy jesteśmy zdrowi, a jeżeli nie możemy pochwalić się zbyt dobrymi humorami, to już nie nasza wina. Każde z nas ma jakieś swoje zmartwienia, czy smutki, którymi nie dzielimy się, by ich sobie przez to nie przysparzać. Milcząco godzimy