Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/276

Ta strona została uwierzytelniona.

się z tym, że zawsze w życiu trzeba płacić za to, czego pragniemy. Pan jest taki rozumny, Panie Justynie, że potrafi Pan to ocenić spokojnie.
Całe prawie dnie spędzam z Moniką, która od dwu tygodni zrezygnowała z uczenia się szoferki. Popłakuje biedactwo często i wiem, że bardzo tęskni za Panem. Bóg wie, co się w jej główce dzieje, ale mam wrażenie, że rozstanie i inne okoliczności nie tylko nie osłabiły jej uczuć dla Pana, lecz je wzmogły. Przyłączyło się do tego trochę rezygnacji, która zastąpiła początkowo wyrzuty sumienia i samooskarżenia, że nie może się zmusić do pisania do Pana.
Oczywiście nie rozmawiamy z nią o tym. Na szczęście i ona nie lubi słów.
Chociaż po wyjeździe Moniki zrobi się tu pusto, nie sądzę bym miała prawo namawiać ją do dłuższego pozostania w Zapolu. Jeżeli, jak spodziewam się, przyjedzie pan w najbliższych dniach (może zaraz po otrzymaniu tego listu?) i zabawi tu z nami parę dni, to już nie będę Was obojga zatrzymywała. Ostatecznie kochające się małżeństwa nie powinny rozstawać się na zbyt długo.
Tymczasem przesyłam Panu najserdeczniejsze pozdrowienia.
— Janka“.

Justyn długo trzymał w ręku sztywny arkusik białego papieru. Opanowało go jakieś bezkresne przygnębienie. Z dnia na dzień oczekiwał tego listu, z dnia na dzień oczekiwał tych wiadomości, lecz teraz zwaliły się nań jakby niespodziewany ciężar.
— Stało się, stało się, stało się — powtarzał bezbarwnym drewnianym głosem.
I nagle owładnęło nim uczucie doznanej krzywdy, wielkiej niesprawiedliwości, która go spotkała. Doskonale rozumiał niedorzeczność tych uczuć. Doskonale zdawał sobie sprawę z bezzasadności swoich pretensji do losu, ale nie mógł pozbyć się tej goryczy.
— Sam tego chciałem, ale jakież to okrutne — myślał — jakie bezlitosne.
Przeczytał list jeszcze raz, przeczytał słowa o płaczu Moniki