tencje, że dopatrzysz się w nich braku… powiedzmy lojalności, chociaż wiele jest rzeczy między nami…
— Zawsze ci wierzę — prędko rzucił Justyn.
— Otóż trzeba umieć, Justynie, przyjmować życie takim, jakie ono jest. Trzeba umieć zdobyć się na pobłażliwość przynajmniej dla przypadku, a cóż dopiero dla własnych błędów, czy dla rzeczy, które się nam w danej chwili błędami wydają. I jeszcze jedno: gdy zrzucasz z góry kamień, to musisz wiedzieć, że spadnie on na ziemię, że nie zatrzyma się w powietrzu.
Justyn milczał.
— Uważałeś mnie zawsze — ciągnął Marek — za człowieka silnego charakteru. Może i miałeś rację. Ale rozumiesz, że im większe siły stają do walki, tym cięższa musi być ta walka. Może być…
Głos mu się załamał:
— … może być wręcz mordercza. I zanim czyjeś czyny potępisz, zastanów się nad tym… Przyjaźń… Nasza przyjaźń, Justynie, nie potrzebujemy woalować tej prawdy, nasza przyjaźń nie jeden cios wytrzymała i dziś dogorywa. Tak, dogorywa, ale nie chcę, by umarła. I zanim zdecydujesz się zadać jej ostateczne śmiertelne pchnięcie, zastanów się i przypomnij… Brouges… O, nie. Nic ci nie wypominam, broń Boże! Chcę ci tylko pomóc w tej walce, która w tobie się odbywa. Chcę ci pokazać te prawdy, które są tak złożone, że nie rozróżnisz gdzie zaczyna się poświęcenie, wyrzeczenie się, czy ofiara drugiej strony. Jak poznasz, jak zmierzysz, jak zważysz ciężar twojej krzywdy, gdy nie wiesz, czy nie jest ona jednocześnie krzywdą moją?... Powikłały się nasze losy. Powikłały się tak, że nie rozeznasz w tym splocie ni mnie, ni siebie. I na to nie ma rady. Tego już nie zmieni nic. Nawet śmierć jednego z nas, nawet śmierć nas obu. Czy ty to rozumiesz?
— Tak — ledwie dosłyszalnym głosem odpowiedział Justyn.
— Więc cóż nam zostaje?… Trzeba po prostu pogodzić się z rzeczywistością, której zmienić już nic nie potrafi. Trzeba z nią się pogodzić już nie tylko dla własnego szczęścia, które już jest nie do osiągnięcia, ale spokoju i dla dobra tej istoty, dla której zdolny był każdy z nas na największą ofiarę.
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/279
Ta strona została uwierzytelniona.