mniejszych powodów, by poród nie przeszedł bez zarzutu. Zapewniamy pana.
Oni go zapewniali! Bo nie znali tych powodów, które w jego mniemaniu, w jego przeświadczeniu groziły największym nieszczęściem. Aż dziwił się tym ludziom, ludziom myślącym i kulturalnym, którzy tak dalece mogli być zaślepieni, że tylko fizyczną, tylko materialną stronę sprawy brali pod uwagę. I żadnemu z nich na myśl nie przychodziło, że poza materią, poza kwestią budowy miednicy, ilości krwi, kaloryczności pokarmów i innych tego rodzaju warunków, działają jeszcze siły inne, prawa moralne, moce stokroć potężniejsze, a nieubłagane…
Jednakże umysł Justyna uspakajał się po takich zapewnieniach i z większym już spokojem oczekiwał przyszłości.
Monika trochę przytyła, a właściwie mówiąc nabrała ciała. Wszystkie znajome panie twierdziły, że wyładniała. Czuła się zresztą zupełnie dobrze, całe dnie spędzała na obmyślaniu i przygotowywaniu wszystkiego tego, co potrzebne dla oczekiwanego dziecka.
Miesiącami czytała książki, dotyczące przedmiotu, radziła się doświadczonych matek, urządzała z drobiazgową pieczołowitością przyszły pokój dziecinny.
Patrząc na nią Justyn nieodmiennie popadał w najserdeczniejsze rozrzewnienie. Tyle promieniowało z niej cichej pogody, łagodnej uśmiechniętej radości, skupionego i pełnego wiary oczekiwania.
Dużo mówili ze sobą. Obmawiali wszystkie szczegóły. Jednej tylko kwestii nie poruszali nigdy: kwestii imienia tego chłopca czy dziewczynki, które będzie ich dzieckiem.
Wprawdzie Monika na początku kilka razy zaczynała o tym mówić, lecz Justyn zbyt wyraźnie kierował wówczas rozmowę na inne sprawy, by nie odczuła, że chce za wszelką cenę nie poruszać tego tematu.
I było tak rzeczywiście, a było dlatego, że w udręczonych myślach Justyna nowa zrodziła się obawa. Mianowicie, przypomniało mu się zasłyszane kiedyś opowiadanie, którego sensem było to, że matka musi kochać ojca swego dziecka. Czy Monika nie pokocha Marka!… Czy jej miłość do dziecka nie przeniesie się na tego, który jest jego ojcem?…
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/289
Ta strona została uwierzytelniona.