go, że w tej chwili pod wpływem życzliwości dla mnie, pod wpływem impulsu, wyraziłbyś zgodę. Ale nie chciałbym, byś jej miał kiedykolwiek żałować i dlatego zaproponuję ci taki układ: jeżeli po pewnym czasie dojdziesz do przekonania, że moja obecność w Warszawie nie będzie przykra dla was, napiszesz mi, bym przyjechał. W przeciwnym razie nie wspominaj w ogóle o tej sprawie i nic się nie zmieni.
Napełnił kieliszek i podając Justynowi papierośnicę odezwał się innym tonem:
— Jutro wracam do Zapola, jutro wieczorem. W ciągu dnia mam sporo wolnego czasu i chciałem cię prosić, byś mi pokazał wszystkie gmachy wybudowane przez ciebie. Wprawdzie znam je z fotografii, ale fotografia nie daje pełnego obrazu.
— Ależ z przyjemnością. Chociaż właściwie nie mam czym się chwalić — z ulgą chwycił się nowego tematu Justyn. — Dotychczas nie stworzyłem nic takiego, z czego byłbym naprawdę zadowolony.
— To świadczy tylko o tym, że twój talent wciąż się rozwija, i że leżą przed tobą szersze możliwości.
— Daj Boże, by tak było, ale sądzę, że mój nienasycony głód tworzenia wypływa ze źródeł pospolitszych. U nas w Polsce nader rzadko spotyka się ludzi posiadających pieniądze i jednocześnie zmysł estetyczny. Maksimum z jakim się spotykam, nie przekracza wymagań komfortu, czyli po prostu wygód i pewnego efekciarstwa. Gdy zwiedzam taki Budapeszt i patrzę, jak się tam ludzie budują, serce mi się kraje z zazdrości.
Zaczął się szeroko rozwodzić nad zagadnieniami architektury, meblarstwa, nowych prądów w budownictwie i w sztuce w ogóle.
Gdy pożegnali się była już późna godzina.
Nazajutrz również nie powrócili do poruszonego przez Marka tematu, a wieczorem Marek odjechał.
Dopiero po kilku dniach Justyn zdecydował się wspomnieć Monice o zamiarach przyjaciela.
— Wyobraź sobie — zaczął z daleka — że dowiedziałem się od Marka czegoś, czego nie mógłbym odeń nigdy oczekiwać, czego i ty na pewno nie spodziewałabyś się po nim.
— O czym mówisz? — zaciekawiła się.
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/293
Ta strona została uwierzytelniona.