Chcą być blisko siebie, a dla niego zmyślili różne preteksty… Zmowa wydała mu się tak wyraźna, tak dalece podstępna i cyniczna, że prawie stracił przytomność.
— Za moimi plecami ułożyli to wszystko… Więc na pewno i widywali się tu pokryjomu… Bo skądżeby Monika nagle wystąpiła z tym projektem!
Już otwierał usta, by powiedzieć, że nie potrzebuje się krępować, że nie wiadomo po co zabiegają o jego zgodę na swoje powzięte od dawna (może jeszcze latem!) plany, że niepotrzebnie z nim się liczą w ogóle, że…
Lecz w tej chwili spojrzał na Monikę, spotkał jasne spojrzenie jej orzechowych oczu i ogarnął go ogromny wstyd. Jakże mógł, bodaj przez moment posądzać ją o to!… Jakąż straszną krzywdę wyrządził jej i Markowi i sobie.
— Jestem podły, staję się coraz podlejszy — myślał i chciałby w tym momencie doznać od razu jakiejś surowej kary, być spoliczkowanym, zdeptanym, odtrąconym.
W następnej chwili pojął całą niedorzeczność swoich podejrzeń, niedorzeczność tak uderzającą, że godną raczej wyśmiania niż napiętnowania.
— Nad czym tak myślisz? — odezwał się ciepły, spokojny głos Moniki.
— Nad tym jak cię uwielbiam — wybuchnął — jak bardzo nie jestem ciebie wart.
— Ty nie jesteś wart? — zawołała szczerze oburzona.
— Nie, nie jestem — mówił w podnieceniu. — Jestem nędzną imitacją człowieka, jestem liliputem, karłem… Chyba nie znasz mnie wcale, jeżeli możesz mnie jeszcze kochać!
Opadł na fotel i zakrył twarz rękami.
Monika usiadła obok na poręczy i przytuliła do siebie jego głowę miękkim, serdecznym ruchem.
— Znam cię, znam Justynie i im głębiej cię znam, tym mocniej cię kocham. Nie przypuszczaj, że jestem głucha i ślepa na twoje myśli, na twoje walki wewnętrzne. O, nie, o nie… Można milczeć, a jednak wiedzieć, można nie mówić, a odczuwać. Wiem, że w tobie jest burza, że twoja dusza jest rozkołysana gwałtownymi falami, ale patrzę w nie i w każdym załamaniu fali widzę odbicie swojej miłości, widzę siebie… Czegóż
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/297
Ta strona została uwierzytelniona.