Lekarz spojrzał z uśmiechem na Justyna.
— Zgaduję, że chodzi ci o kogoś bliskiego. I dlatego tak się tym przejmujesz.
— To prawda — przyznał Justyn. — Bałem się dla dziecka takiego dziedzictwa.
Dr Goczewski bębnął w zamyśleniu palcami po stole:
— Tak, mój drogi — zaczął. — W ogóle z tą dziedzicznością jest wiele przesady. Nauka ostatnich czasów coraz wyraźniej skłania się ku powątpiewaniu w tej sprawie w aksjomaty dziedziczności.
Justyn spojrzał nań zdziwiony:
— No przecież dziedziczymy po przodkach wiele rzeczy: wzrost, wygląd, kolor włosów…
— To oczywiście — przyznał lekarz. — Ale mówię o dziedziczeniu cech nabytych. Więc powiedzmy, że obetniesz jaszczurce ogon. Obetniesz później ogony jej dzieciom, wnukom, prawnukom i tak w ciągu dziesięciu pokoleń. Jaszczurki w dziesiątym pokoleniu, zdawało by się, już z dziada pradziada nauczyły się obchodzić bez ogona, przystosowały swoje ciała do życia w tych warunkach, ogon już jest im niepotrzebny. A jednak ich dzieci znowu urodzą się z zupełnie normalnymi ogonami. Pracuje teraz w Wiedniu pewien biolog, który chce dowieść czegoś przeciwnego, opierając się na plamach pigmentacyjnych. Ale głowę daję, że jest w tym szwindel. Dziedziczenie cech nabytych to absurd.
— Czy dotyczy to tylko cech fizycznych, czy i psychicznych?
— Zarówno jednych, jak i drugich.
— A czym tłumaczyć na przykład to, że w jakimś rodzie obłęd powtarza się bardzo często?
— Widzisz — odpowiedział Goczewski. — W takim rodzie obłęd nie jest cechą nabytą, lecz fundamentalną. Jest dyspozycją. I tej nic nie zmieni. Będzie się odzywała stale we wszystkich pokoleniach, naturalnie z wyjątkami. Tak samo rzecz się ma naprzykład z jakimś talentem, muzycznym, malarskim, matematycznym. Nader często się zdarza, że w rodzie jakich państwa Pitulińskich są wyśmienici matematycy. A, że zdolności matematyczne ujawniły się po raz pierwszy u pradziada Pitulińskiego, mówi się, że po nim to dziedziczą, gdyż on poświęcił
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/305
Ta strona została uwierzytelniona.