— Dobrze Justynie, bardzo dobrze.
Pochylił się nad nią, a ona objęła go za szyję:
— Bardzo dobrze… Justynie i tak cię kocham, tak strasznie cię kocham…
— Życie ty moje — szepnął.
— Twoje, tylko twoje.
— No, dość czułości — odezwał się szorstki głos panny Agaty. — Spać! Spać! Cóż wy sobie wyobrażacie, że przez wasze amory ja mam całą noc oka nie zmrużyć?
Justyn jeszcze raz przytulił Monikę, ucałował ręce panny Agaty i wyszedł. Monika też zaczęła drzemać.
Tylko panna Agata nie próbowała zasnąć. Siedziała nieruchomo na swojej kanapie, ręce opuściła bezwładnie i czuwała.
Drugi już raz. Za pierwszym, przed dwudziestu kilku laty tak samo spędzała bezsenne noce przy łóżku kobiety, która była jej zastępczynią w szczęściu. Wtedy przyszła na świat Monika. Monika, dziecko ich miłości, tych dwojga, którzy swoimi uczuciami wznosili barykadę między nią, między panną Agatą a życiem.
Jakże dobrze pamiętała każdą chwilę z owych dni. Jakże dobrze pamiętała twarz siostry, twarz naznaczoną cierpieniem i tryumfem, tryumfem nad jego miłością.
I wtedy przyszła na świat Monika… On też wchodził wówczas i też brał w ramiona ją, swoją żonę, i panna Agata w czarnej haftowanej sukni, z taftowym sztywnym kołnierzem, z bolesnym uśmiechem na twarzy stała obok i umierała pod ciosami jego pieszczotliwych słów, słów skierowanych do rywalki, do zwycięskiej rywalki.
Panna Agata pamiętała każdą sekundę z owych dni. Pamiętała odbicie swojej smukłej postaci w dużym lustrze, świeżość swoich ust i jego łakomy wzrok, schwytany przypadkiem. O, wiedziała, że go posiada, że wyrzekła się go z królewską hojnością, że każdy dźwięk jej głosu budzi w nim wulkan pożądań.
A gdy pochylała się nad łóżkiem i ciepło mówiła:
— Siostrzyczko…
…było to jak wbicie sztyletu w pierś tej znienawidzonej kobiety…
Usta mówiły:
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/313
Ta strona została uwierzytelniona.