Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/320

Ta strona została uwierzytelniona.

godzin. Większość tego czasu spędzał na rozmowach z Justynem. Często, korzystając ze swoich praw przyjaciela, zasiadał w gabinecie i oddawał się lekturze. Szczególniej interesowały go książki dotyczące najaktualniejszego w tym domu tematu: wychowania dzieci. Justyn ze swoją zwykłą zawziętością nakupił moc dzieł o tym przedmiocie. Toteż przy stole rozmowy zwykle obracały się dokoła różnych systemów wychowawczych, metod higienicznych, odżywiania, hartowania itd.
Dziecko zobaczył Marek dopiero na czwarty dzień po urodzeniu.
Był to jedyny moment, kiedy zarówno Monika, jak i Justyn dostrzegli widocznie i nie dające się ukryć wzruszenie Marka. Stał długą chwilę wpatrując się w maleństwo, potem wzrok jego przesunął się na Monikę, jego wargi lekko drgnęły, a głos zabrzmiał ochryple, gdy powiedział:
— Ma oczy Moniki.
Później zaraz pożegnał się, nawet nie próbując usprawiedliwić swego wyjścia jakimkolwiek konwencjonalnym pretekstem. Ale nazajutrz znów przyszedł spokojny i zrównoważony. Kiedy witał się z dzieckiem, całując jego różową piąstkę, w oczach miał tylko serdeczny uśmiech.
Odtąd tak się ułożyło, że widywał maleństwo co dzień. Zaraz po przywitaniu się z Moniką szedł do dziecinnego pokoju i zostawał tam kilka minut.
Po dwóch tygodniach Monika zaczęła wstawać. Czuła się zupełnie dobrze. Obaj mężczyźni przyglądając się jej nie mogli nie zauważyć tej wielkiej zmiany, jaka zaszła w jej usposobieniu. Monika wprawdzie nigdy nie należała do kobiet o skłonnościach refleksyjnych, czy melancholijnych, lecz teraz wręcz rozkwitała. Jej głos stał się żywszy i dźwięczniejszy, jej śmiech rozlegał się często i z byle powodu, jej mimowolna wrodzona zalotność jeszcze więcej dodała jej wdzięku.
— Promienieje szczęściem — myślał Justyn.
I czasem ogarniał go smutek:
— Czyż ona zapomniała o wszystkim? Czy osiągnięcie celu i spełnienie swoich pragnień zatarło w niej poczucie tej krzywdy, którą wyrządziła mi, wprawdzie za moją zgodą, wprawdzie z moją wolą, ale przecież krzywdy, którą wziąłem na siebie…