chociaż zdołała wytrzymać nad wyraz ciężkie próby, tym razem narażona jest na najgroźniejszą. Przewidywał opór Justyna, liczył się z nim, lecz postanowił nie cofać się w żadnym wypadku. Miał nadzieję, że i tym razem Justyn ugnie się pod przewagą jego charakteru.
Dlatego też chciał go zmusić do współdziałania. Chciał wciągnąć go do przygotowania nowej i przezeń nie pożądanej sytuacji, chciał uczynić go mimowolnym jej współtwórcą. Jeżeli Justyn zbliży go z Kolendą i poruszy sprawę założenia spółki, przez to samo zamknie sobie usta i będzie musiał pogodzić się z osiedleniem się Marka w Warszawie. Będzie musiał milcząco zgodzić się na to, że Marek stanie się niejako członkiem ich rodziny.
W przeciwnym razie… Marek wolał o tym nie myśleć. Wprost nie wyobrażał sobie już życia zdala od nich, od Moniki, a przede wszystkim od Jureczka. Na tym maleństwie ześrodkowały się wszystkie jego uczucia, wszystkie aspiracje, wszystkie ambicje. Cały sens swojej przyszłości, całą rację swego dalszego życia widział w tym dziecku. Długie bezsenne noce były jednym pasmem myśli o nim, o jego wychowaniu, wykształceniu, o formowaniu jego umysłu i charakteru.
Gdyby Markowi los i to odebrał, nie zostałoby mu nic. I czasami, gdy pomyślał o tej potwornej ewentualności, gdy wyobraził sobie bezdenną pustkę jaka by wówczas otoczyła go, wiedział, że byłby to koniec. Najlżejsze zaziębienie, najmniejsza choroba Jureczka napawała go przerażeniem.
— Oto zbliża się koniec — myślał.
Każda drobna scysja z Justynem, każda różnica zdań, która groziła koniecznością zerwania, mówiła to samo:
— Oto koniec…
I były to męczarnie, których nie zniósłby, gdyby nie to, że nie chodziło tu tylko o niego samego, lecz i o przyszłość syna. Tak, wbrew wszystkim, kosztem wszelkich ofiar, ze cenę największych niepokojów musiał czuwać nad nim. Jurek był jego synem i musi być wychowany na dzielnego mężczyznę, musi być zahartowany przeciw tej atmosferze wysubtelnienia i neurastenii, która zawsze otacza Justyna, musi stać się trzeźwym i mocnym człowiekiem.
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/334
Ta strona została uwierzytelniona.