Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.

ków. Ale jakże budować gmach społeczeństwa, skoro o materiale, o człowieku, nic wiedzieć nie możesz. Nic w każdym razie pewnego. Tysiąc cegieł to jest tysiąc razy powtórzony ten sam egzemplarz. Tysiąc ludzi, to tysiąc indywidualności. Gdzież tu może być mowa o budownictwie? Empirycznie budownictwo socjalne trwa od zarania cywilizacji. Ale ci, którzy łudzą się, że mogą w tym względzie stworzyć jakieś teorie, są szaleńcami. Teraz jesteś już prawie dojrzałym człowiekiem. Zastanów się dla przykładu, co wiesz o sobie?…
Świtało już na dworze. Przez rozchylenia zasłon przenikały blade smugi światła.
Justyn czuł wielkie zmęczenie. Podniósł się ciężko, starannie złożył rękopis, zamknął szafę i poszedł do siebie.
Było już koło południa, gdy obudziło go lekkie pukanie do drzwi. Była to służąca:
— Telefonuje panna Domaszewiczówna. Czy pan wstanie do aparatu, czy mam powiedzieć, że pan jeszcze śpi?
— Wstanę.
Zerwał się. W słuchawce odezwał się głos panny Janki:
— Czy nie obudziłam pana?
— O nie — zaprzeczył. — Bardzo mi miło.
— Dzwonię do pana z prośbą w imieniu dziadków Moniki. Chodzi o to, że bardzo pragnęliby pana poznać.
— Bardzo to uprzejme ze strony państwa Korniewickich — zaczął Justyn.
— Nie. Niech pan tego tak konwencjonalnie nie traktuje. Marek i ja będziemy u nich na obiedzie. Taki zwyczajny obiad i jeżeli by pan miał o czwartej trochę czasu…
— Dobrze, przyjdę.
— Dziękuję panu.
Państwo Korniewiccy mieszkali bardzo blisko, bo na Mazowieckiej, w tym samym zresztą domu co i mecenas Jaszczun. Idąc do nich, Justyn w ostatniej chwili wahał się, czy nie zawrócić i nie wysłać kartki wizytowej z jakąkolwiek zdawkową wymówką. Nie miał ochoty poznawać nowych ludzi przynajmniej teraz, w tym nastroju, po nagłym powrocie z wojska i po śmierci ojca. Musieliby mieć go za wytłumaczonego. Wprawdzie nie odczuwał ani wewnętrznej ani formalnej po-