Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.

I położyła słuchawkę.
Justyn długo chodził po pokoju.
— Oto — myślał — jaka różnica jest między mną a Markiem. On zyskuje uczucia najlepszej, najsubtelniejszej dziewczyny na świecie, a ja takiej!… Dolly!… On wybrał sobie Monikę, a ja tamtą.
Spojrzał z niechęcią na list, zaadresowany do pani Domideckiej.
— Tak — przygryzł wargi — to musi być skończone.
Zaczął rozbierać się i kładąc się do łóżka był przeświadczony, że nie zmruży oka przez całą noc. Zasnął jednak prawie natychmiast. Gdy obudził się rano wraz ze śniadaniem przyniesiono mu pęk czerwonych róż i bardzo mocno uperfumowany list:
„Przyjdź o dziewiątej wieczór. Chciałabym Cię widzieć już teraz, lecz pragnę nasycić się tęsknotą i oczekiwaniem. — Dolly“.
Poczuł nagle krew, napływającą do mózgu. Pod przymkniętymi powiekami zamajaczył obraz rozchylonych, purpurowych ust i szklistych, czarnych oczu…
Siedział długo nieruchomy, potem wstał i wziął do ręki list, zaadresowany wczoraj do Dolly.
Rozdarł go na pół, drugi raz, trzeci, czwarty, aż zostały drobne strzępki. Zebrał je i wsypał do kosza.
— Jeszcze nie dzisiaj — szepnął — jeszcze nie dzisiaj.
Już w pół godziny później jadąc na wykłady, robił sobie wyrzuty. Nie powinien był odkładać tych rzeczy na później. Nie wolno mu było ulec tak niskiej pokusie. Marek na pewno potępiłby taką słabość woli i miałby rację.
— A jakby postąpił Marek? — zastanowił się Justyn i doszedł do przekonania, że jego przyjaciel stanowczo w tym wypadku nie uciekałby się do medytacyj, do analizowania rzeczy prostej. Powiedziałby pani Domideckiej, że nie tylko jej nie kocha, lecz uważa dla siebie i dla niej podobny stosunek za ujmę. Przeprosiłby ją, grzecznie, ale kategorycznie pożegnał i oto wszystko.
— I ja tak zrobię — zdecydował się.
Profesor Petri mówił o budownictwie maurytańskim. Jego