to tylko splot funkcyj fizjologicznych. Daremnie szukałem w niej czegoś innego. Jej myśli, uczucia, marzenia, intuicja, spryt, a nawet sprawnie pracujący mózg i hedonistyczna etyka, słowem, wszystko służy temu jednemu instynktowi, który zmienia ją w zwierzę, tak zresztą, jak i — mnie. Nie, to już nie hedonizm. To sodomia!
I na próżno broniłbym się przeciw tej kobiecie. Najrozpaczliwsze próby obrony trafiają w próżnię. Bo nie przed nią, lecz przed samym sobą musiałbym się bronić, a nie umiem, nie potrafię znaleźć żadnych środków.
Ona nie narzuca mi się wcale. Często po kilka dni nie widujemy się i ona nigdy nie odzywa się do mnie pierwsza. Gdy zaś ja biorę do ręki słuchawkę, lub gdy naciskam guzik dzwonka przy jej drzwiach i modlę się, bym otrzymał wiadomość, że zginęła, że wyjechała na zawsze — jednocześnie drżę na samą myśl o tym.
Powiedz, Marku, czy uważasz mnie za ostatecznie zgubionego? Powiedz, czy Ty, który znasz mnie tak dobrze, z perspektywy oddalenia nie widzisz dla mnie żadnego ratunku? Czy istotnie jestem słabym, nędznym człowiekiem niegodnym miana człowieka-mężczyzny?…
O, nie myśl, że są to pytania retoryczne. Nie. Żądam od Ciebie wyraźnej odpowiedzi. Chcę, muszę mieć pewny sprawdzian w Twoim sądzie. Nie podałem Ci wprawdzie nazwiska tej kobiety, ale nie ukryłem przed Tobą niczego od początku. Wiesz wszystko, nie wątpię, że wyrobisz już w tej chwili sobie zdanie o mojej przygnębiającej sytuacji. Ach, gdybyś mógł przyjechać! Wtedy — jestem przekonany — wydobyłbyć mnie z matni mego haniebnego zapadu moralnego! Rozumiem, że trudno Ci w tym czasie opuścić Zapole. Jednak postaraj się wyrwać do Warszawy na dwa dni bodaj.
Tu z nikim mówić nie mogę o tym swoim coraz beznadziejniejszym grzęźnięciu, o tej przeraźliwej świadomości, że zamiast doskonalenia się, coraz przyziemniej lecę i że wkrótce pełzać zacznę jak gad. Jedyną istotą, z którą często się widuję i do której mam zaufanie jest tu Twoja Monika. Ale nie obawiaj się. Nigdy nie pozwoliłbym sobie na tego typu zwierzenia wobec niej, na zatruwanie jej czystej i pięknej duszyczki
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/85
Ta strona została uwierzytelniona.