Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.

Ściskam Cię, Marku i odpisz prędko, a nie śmiej się z chaotyczności mego listu. Jestem bez głowy.
Monika
Twoja mateczka chrzestna w stanie
spoczynku“.

Justyn Kielski do Marka Domaszewicza:
„,Mój najdroższy Przyjacielu!
Znamy się tak dobrze. Pocóż usiłujesz swoją kochaną troskliwość zamaskować rubasznym bagatelizowaniem mego stanu psychicznego! Piszesz, bym trzymał się ostro. Dobrze Ci mówić, lecz ja nie mam się czego trzymać!!! Nie znajduję żadnego punktu oparcia, ani w sobie, ani na zewnątrz, a Ty jesteś tak daleko.
Gdybym chociaż mógł doprowadzić do najmniejszej bodaj scysji z tą kobietą! Starałem się. Próbowałem o byle co wywołać awanturę, lecz każdy pocisk uderza tu w próżnię, nie wywołując żadnej reakcji. Chwilami myślę, że i ona mnie nienawidzi.
Popełniłem nawet obrzydliwe świństwo. Onegdaj przyprowadziłem do niej bez uprzedzenia na kolację (!) Zygmunta Bilda, najgruboskórniejszego i najtrywialniejszego z moich kolegów. Powiedziałem mu:
— Czy chcecie dobrze zjeść i wypić?… To was zaprowadzę do jednej byczej damulki z towarzystwa, która leci na mnie, a mnie się już przejadła.
Możesz sobie wyobrazić, co to za typ, jeżeli zgodził się natychmiast wprost z entuzjazmem! Ledwiem się powstrzymał od rzucenia mu w twarz tego, co o nim myślę. Ale opanowałem się, bo chciałem ją albo sprowokować do gwałtownej sceny, albo do — przyjęcia zastępcy i następcy.
Wszystko spełzło na niczym. Zachowała się bez zarzutu. Ten ordynus był zdaje się wściekły na mnie, bo czuł się jak na audiencji u królowej, a po kolacji wyprosiła go w sposób zupełnie taktowny. I wyobraź sobie: nie tylko nie zrobiła mi najmniejszej wymówki, lecz jeszcze udawała, że uważa mój postępek za dowcipny żart w guście cyganerii. Jestem zrozpaczony.