rencję z Dyzmą. Minister skreślił kilka słów na karcie wizytowej i wysłał do „Europejskiego“.
Nikodem właśnie wstawał, gdy przynieśli list. Miał jeszcze dość czasu, by ubrać się i spokojnie zjeść obiad. Od ministerstwa dzieliło go zaledwie kilka minut drogi. Spojrzał na zegarek i poszedł pieszo.
Na dzwonek drzwi otworzył woźny i obrzuciwszy Dyzmę niechętnym wzrokiem, powiedział:
— Pan czego? Biuro jest nieczynne.
— Nastąp się pan — odparł Nikodem wyniośle — ja do ministra Jaszuńskiego.
Woźny zgiął się w ukłonie:
— Najmocniej przepraszam szanownego pana, najmocniej przepraszam. Pan minister czeka w swoim gabinecie; jest też i pan wiceminister Ulanicki.
Z pieczołowitością zdjął z Dyzmy palto.
— Szanowny pan pozwoli za mną. To tu na pierwszem piętrze.
Nikodem nie zdawał sobie sprawy z faktu, że oto za chwilę będzie rozmawiał z ministrem, że to, co podczas wyjazdu z Koborowa wydawało się zupełnem nieprawdopodobieństwem, nabierało oto realnych kształtów. Bieg zdarzeń niósł go ze sobą, niósł go nurt, którego działanie widział i odczu ł, lecz nie umiał sobie wytłómaczyć przyczyn tych działań i tajemnicy, dlaczego spotkało to właśnie jego, Nikodema Dyzmę.
Gdy otrzymał wezwanie do ministra, domyślił się odrazu, że chodzi o obligacje zbożowe, o których słyszał od Kunickiego, a czem Ulanicki tak się zachwycał. To też obawiał się teraz, że minister zechce go wypytywać o szczegóły przeprowadzenia projektu. Należy być ostrożnym! Grunt, to trzymać się najlepszej metody, która dotychczas w praktyce dawała niezawodne wyniki: mówić jaknajmniej!
Obaj dygnitarze przyjęli Dyzmę z wylaniem.
Fakt, że Ulanicki był z nim na „ty“, odrazu stworzył atmosferę intymną. Minister Jaszuński zaczął od komplimentów. Przypomniał Nikodemowi bankiet z 15-go lipca i zajście z Terkowskim:
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/107
Ta strona została uwierzytelniona.