— Wtedy powiedziałem panu, że gdybyśmy więcej w kraju mieli takich, jak pan, dobrzeby nam się działo. Teraz przekonałem się, że działoby się nam świetnie.
— Zbyt łakaw na mnie pan minister...
— E! Nikodemie! Nie udawaj skromnisia! — zawołał wesoło Ulanicki.
Rozmowa zeszła na kwestję obligacyj zbożowych. Dyzma znalazł się w ogniu pytań, chociaż obaj dygnitarze zaczęli od tego, że właściwie mówiąc sami na rolnictwie nie bardzo się znają, był bardzo ostrożny, by nie palnąć jakiegoś głupstwa. Dobra pamięć przyszła mu o tyle z pomocą, że dawkując małemi dozami, zdołał powtórzyć niemal wszystko, co mu kiedyś o tem powiedział Kunicki. Na wszelki wypadek dodał i to, co słyszał o „swoim“ projekcie od Ulanickiego.
Minister był zachwycony i zacierał ręce. Zapadł, już zmierzch i Jaszuński, zapalając lampę, zawołał z humorem:
— No, kochany panie Dyzmo, nie mogę wprawdzie nazwać pana złotoustym mówcą, ale głowę to pan ma na karku. Zatem świetnie. Narazie będzie pan łaskaw zachować ścisłą tajemnicę. Do czasu. Bowiem jest jeszcze wiele rzeczy do zrobienia. Jaś przygotuje projekt ustawy, pójdzie to na komitet ekonomiczny rady ministrów, ja zaś jutro rozmówię się z premjerem. Jedynym szkopułem, jaki widzę w pańskim znakomitym projekcie, jest kwestja magazynów. O budowaniu nowych mowy być nie może, nie dostaniemy kredytów. Zresztą jest t trudność uboczna. W każdym razie, panie Nikodemie, realizacja pańskiego projektu nie odbędzie się bez pana, nie może obyć się bez pana.
— Oczywiście — wtrącił bas Ulanickiego.
— Nie odmówi pan rządowi swojej współpracy? Mogę liczyć na pana?
Dyzma podrapał się w głowę:
— Dlaczego nie, i owszem...
— Zatem dziękuję serdecznie. Mojem zdaniem w każdej sprawie najważniejsze jest to, kto ją załatwia. Kwestja personalna!
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.