— Pojutrze.
— Szkoda. Ale nie mogę pana zatrzymywać. Niechże pan czeka na wiadomość ode mnie. Zaraz, zaraz, a ty, Jasiu, masz adres pana Dyzmy?
— Mam. Zresztą, jutro spotkamy się na bridge‘u u pani Przełęskiej. Nikodem też u niej bywa.
— To świetnie. No, więc jeszcze dziękuję i życzę pomyślnej drogi.
Oburącz uścisnął dłoń Nikodema.
Obaj z Ulanickim nałożyli palta i wyszli wraz z Dyzmą. Ulanicki chciał umówić się z nim na kolację, lecz minister postawił stanowcze veto:
— Znowu się zalejesz, a teraz czas gorący, nie można pozwalać sobie na „katzenjammer“.
Rozstali się na rogu Krakowskiego i Nikodem poszedł do hotelu.
Po drodze przystanął przed jednem z jasno oświetlonych okien wystawowych, wyjął z kieszeni bilet ministra i przeczytał:
Starannie schował kartkę w pugilaresie.
— Widzisz go, cholera! — powiedział głośno.
Brzmiało w tem zadowolenie, wesołość i zdziwienie, a raczej podziw dla samego siebie.
Czuł, że grunt wzmacnia się pod jego nogami, że ci ludzie, z tego obcego, zdawałoby się niedosięgalne środowiska, którzy sobie coś w nim, w Dyzmie, uwidzieli, djabli wiedzą dlaczego, może przecie mają trochę racji?...
Był kontent z siebie.