Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

a może chce pan sprawdzić, jak gładką mam skórę, jak jędrne mięśnie? O, proszę się nie krępować!...
Nie przestając śmiać się, zbliżyła się do samego łóżka.
— No!...
W jej śmiechu coś przestraszało Nikodema. Nie mógł zdobyć się na żaden ruch.
— A może pan myśli, że jestem nierządnicą?... Tak? Nie, czarujący panie Nikodemie, upewniam go, że zachowałam dziewictwo, o czem może się pan przekonać, jeżeli to mu bardziej konwenjuje, niż romans z Niną... No!... śmiało!...
Uklękła na łóżku i nagłym ruchem przycisnęła głowę Nikodema do swoich piersi. Uczuł, na twarzy ich chłodny, sprężysty dotyk, nozdrza napełniły się zapachem młodego ciała, dziwnie ostrym i podniecającym, a przecież, tak subtelnym.
— No!...
— Psia krew! — wyrzucił przez zaciśnięte zęby Dyzma i zachłannym rzutem zagarnął ją pod siebie.
Twarz Kasi owiał gorący oddech. Źle ogolone wargi zaczęły łapczywie szukać jej ust. Dłonie natrafiły na spoconą włochatą skórę. Ogarnął ją nie dający się przezwyciężyć wstręt. Obrzydzenie ścisnęło jej gardło.
— Precz, precz, proszę mnie puścić, ohyda!... Precz!...
Smukłe ciało w spazmatycznych, rozpaczliwych rzutach usiłowało wyrwać się z grubych łap.
Napróżno.
Teraz zrozumiała, że przeceniła swoją miłość dla Niny, zrozumiała, że tego poświęcenia znieść nie potrafi, że woli umrzeć, niż swojemi uściskami okupić tamto uczucie.
Zrozumiała — zapóźno.
Gdy szybko drżącemi rękoma nakładała pidżamę, Nikodem zaśmiał się:
— He, he, he... klasa z pani dziewucha.
Obrzuciła go spojrzeniem pełnem nienawiści i pogardy, lecz on tego nie spostrzegł i dodał: