— Ach, udajesz, że mnie nie rozumiesz. Ja nie potrafię żyć z wiecznem kłamstwem w duszy. To ponad moje siły. To zatrułoby mi każdą chwilę spędzoną z tobą... Boże, Boże, gdybym mogła zerwać te kajdany.
— A cóż to trudnego? — wzruszył ramionami — tyle ludzi rozwodzi się.
Zagryzła wargi:
— Jestem niska, głupia, będziesz miał rację, jeżeli mnie potępisz, ale nie umiałabym obejść się bez zbytku, bez atmosfery bogactwa. Wstydzę się tego... Gdybyś ty był bogaty!
— Może jeszcze i będę. Kto to może wiedzieć?...
— Kochany! — złożyła ręce jak do modlitwy — kochany! Ty przecie jesteś taki silny, taki rozumny! Gdybyś sobie postanowił, przeprowadziłbyś wszystko? Prawda?
— Prawda — odparł niepewnie.
— Widzisz! Widzisz! Wyrwij mnie stąd! Ratuj mnie!
Zaczęła płakać.
Dyzma objął ją i przytulił. Nie wiedział, jak uspokoić jej płacz, więc milczał.
— Jakiś ty dobry, jakiś ty kochany, żebyś ty wiedział, jak ja ciebie strasznie kocham i... ja nie chcę, ja nie mogę mieć przed tobą tajemnic! Możesz mną później pogardzać, ale wyznam ci wszystko. Obiecaj, że mi przebaczysz! Obiecaj. Ja, widzisz, jestem taka biedna, taka słaba. Ja doprawdy nie umiałam się bronić. Ona miała na mnie jakiś wręcz hypnotyczny wpływ...
— Jaka ona?
— Kasia. Ale przysięgam ci, że więcej nie poddam się tej hypnozie już nigdy, przysięgam! Wierzysz mi?
Nikodem absolutnie nie wiedział, o co jej chodzi. Skinął więc głową i powiedział, że wierzy.
Chwyciła jego rękę i przywarła do niej ustami
— Jakiś ty dobry! Jakiś ty dobry!... Zresztą Kasia i tak na szczęście wyjeżdża do Szwajcarji.
— Kiedy wyjeżdża?
— Już w przyszłym tygodniu. Na cały rok!
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/138
Ta strona została uwierzytelniona.