Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak mi dobrze z panem — mówiła — tak czuję się spokojna...
Wsunęła rękę pod ramię Nikodema:
— Kobieta zawsze jest bluszczem — powiedziała w zamyśleniu — będzie marnie wegetować, pełzając po ziemi, jeżeli nie znajdzie silnego drzewa, po którem może wspiąć się ku słońcu...
Dyzma pomyślał, że to jest bardzo dobre powiedzenie i, że warto je zapamiętać.
Pawilon był małą willą w stylu odrodzenia, tak porosłą winem, że tylko gdzieniegdzie przeświecała białość jej ścian. Przed nią na gładko wystrzyżonym trawniku ujrzeli leżak i wyciągniętego na nim nieruchomo młodego hrabiego.
Zbliżających się dostrzegł ratlerek i zaczął ujadać histerycznem szczekaniem, przypominającem kaszel.
Ponimirski leniwie odwrócił głowę i zmrużywszy oczy przed słońcem przyglądał się nadchodzącym przez chwilę. Nagle zerwał się na równe nogi, obciągnął ubranie i wsadził monokl w oko.
— Dzień dobry, Żorż — wyciągnęła doń rękę Nina — przyprowadzam ci twego dawnego kolegę z Oxfordu. Poznajesz go?
Ponimirski obrzucił ich głęboko nieufnem spojrzeniem. Zwolna ucałował rękę siostry. Z wyrazu twarzy można było wywnioskować, że obawiał się, czy jego spisek nie został wykryty. Ponuro spojrzał na Dyzmę i podał mu rękę:
— Poznaję, naturalnie, miło mi panie kolego, że mnie pan odwiedził.
Nagle odwrócił się do siostry:
— Wybacz, ale zostaw nas samych. Zrozumiałe, że po tak długiem rozstaniu mamy sobie wiele rzeczy do powiedzenia. Może posiedzisz tu, a my się przejdziemy?
Nina nie oponowała. Spojrzała porozumiewawczo w oczy Nikodema i weszła do pawilonu.
Ponimirski, oglądając się na wszystkie strony, odpro-