Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.

wadził Dyzmę w pobliską alejkę i opierając palec wskazujący o jego pierś, zapytał gniewnie:
— Co to ma znaczyć? Nędzniku! Zdekonspirowałeś mnie przed Niną? Może i ta szuja Kunik wie o wszystkiem?
— Ależ, broń Boże, ani słowa nie powiedziałem nikomu.
— No, masz szczęście. A skąd ona wie, że przedstawiłem cię ciotce Przełęskiej jako kolegę z Oxfordu?
— Tego nie wie. A co do Oxfordu, to sam powiedziałem, że uczyłem się tam. Tak wypadło z rozmowy.
— Jesteś pan nietylko hochsztaplerem, ale w dodatku głupcem. Przecie nie umiesz słowa po angielsku!
— Nie umiem.
Ponimirski usiadł na ławce i śmiał się, ku zaintrygowaniu ratlerka, który mu przyglądał się bacznie.
— No, jakże tam ciotka Przełęska i ten jej Krzepicki? Nie wyrzucili pana za drzwi?
Dyzma chciał usiąść obok Ponimirskiego, lecz ten powstrzymał go ruchem ręki:
— Nie znoszę, by ludzie pańskiej kondycji siadywali w mojej obecności. Proszę opowiadać. Krótko, dokładnie i bez kłamstwa. Więc?
Nikodem zdawał sobie sprawę, że mówi doń istota o niespełna rozumie, czuł jednak pomimo to onieśmielenie, jakiego nie budzili w nim ani ministrowie, ani generałowie, ani inne wielkie fisze w Warszawie.
Zaczął opowiadać, że pani Przełęska przyjęła go dobrze, że zarówno ona jak i pan Krzepicki twierdzą, że teraz nic zrobić się nie da, że rzecz trzeba odłożyć na lat kilka.
Gdy skończył, Ponimirski syknął:
— Sapristi! Nie łżesz pan?
— Nie.
— Wie pan, że jak żyję nie słyszałem, by ktoś opowiadał cośkolwiek w sposób pozbawiony tak dalece inteligencji. Czy pan skończyłeś jaką szkołę?
Dyzma milczał.