Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.

W hotelu zastał Ulanieckiego, który powitał go tubalnem „nazdar!“
— Wiesz, Nikusiu, że jeszcze mi we łbie huczy po wczorajszej bibie. Ale! Czyś ty złożył już wizyty?
— Jakie wizyty?
— No, wiesz, wypada. Premjerowi, Jaszuńskiemu, Brożyńskiemu i jeszcze kilku, bo Terkowskiemu pewno nie chcesz? Chociaż, wiesz, widziałem wczoraj, że on żalu do ciebie nie ma.
— Sądzisz, że koniecznie trzeba?
— No, niby tak.
— Hm — zakłopotał się Dyzma — kiedy wiesz, tak samemu... Gdybyś ty ze mną poszedł...
— No, mogę pójść...
Ułożyli się, że jutro złożą wizyty, gdyż tego wieczora musieli jeszcze odbyć konferencję w sprawie terminu otwarcia banku i rozpoczęcia jego działalności.

∗             ∗

W niespełna dwa tygodnie, wstępne prace organizacyjne znajdowały się już w pełnym biegu. Wyznaczono lokal w nowym gmachu przy ulicy Wspólnej, przeznaczając na biura banku dwa piętra oraz ośmiopokojowe mieszkanie dla pana prezesa.
Wprawdzie sama ustawa była jeszcze wałkowana na komisjach sejmowych, lecz nie ulegało wątpliwości, że obie izby uchwalą projekt rządowy bez większych poprawek.
Dyzma nie miał z tem wszystkiem kłopotu, gdyż wszelkie sprawy załatwiali Wandryszewski i Krzepicki.
Ten ostatni okazał się nieoceniony. Zabrał się do pracy z zapałem, a że istotnie nie brakło mu sprytu, przeprowadzał, co chciał, zasłaniając się wciąż stanowczo wypowiadanem zdaniem:
— Pan prezes tego sobie życzy.
Początkowo Wandryszewski i inni, niekontenci z wścibiania się Krzepickiego w najdrobniejsze kwestje,