zapytywali Dyzmę, czy istotnie tak postanowił, a nie inaczej, lecz Dyzma, chociaż częstokroć nawet nie wiedział o co chodzi, nieodmiennie powtarzał:
— Jak co mówi Krzepicki, to znaczy, że ja tak zdecydowałem i niema o czem gadać.
To też wkrótce musiano się pogodzić z wścibstwem Krzepickiego. On sam, zresztą, zaprzyjaźnił się z panem prezesem na dobre. Oczywiście, stykając się z nim nieustannie, szybko zorjentował się w licznych brakach swego szefa. Te mu wszakże raczej szły na rękę, czyniąc sekretarza niezbędnem dopełnieniem prezesa. Tem niemniej Dyzma i wobec Krzepickiego stale się trzymał na baczności, a że był otoczony ogólnym podziwem i szacunkiem, że wciąż rosły jego potężne wpływy i stosunki, Krzepicki przyznawał mu w duchu posiadanie jakiejś tajemniczej siły i dziwnego umysłu.
Często dziwiły go wprawdzie momenty jakby przyćmienia umysłu Nikodema, kiedy zdawał się nie orjentować w najprostszych sprawach, lecz doszedł do przekonania, że pan prezes umyślnie „udaje frajera“, by tem lepiej przyłapać podwładnych na jakichś kombinacjach. Zresztą, wiedział, że jego pozycja zależy wyłącznie od prezesa, że znowu osiadłby na lodzie, gdyby tylko kto inny został prezesem, że w jego interesie leży wzmacnianie stanowiska swego szefa i robił wszystko, by jego osobę otoczyć aureolą nieprzystępności i olimpijskości.
To znowuż całkowicie konwenjowało Dyzmie.
Oszałamiające zaszczyty, jakie nań spadły, wprawdzie utwierdziły go w przekonaniu, że sam siebie dotychczas niedoceniał, lecz w najmniejszym stopniu nie zmniejszyły jego ostrożności, wynikającej ze świadomości braków we własnej inteligencji, obyciu, wychowaniu i wykształceniu. Najswobodniejszym był w stosunku do Krzepickiego, lecz i tu zawsze starał się być tajemniczym.
Wkrótce zasłynął, dzięki temu, jako „najmałomówniejszy człowiek w Polsce“. Jedni kładli na to karb angielskiego sposobu bycia, inni przyjęli do wiadomości
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/159
Ta strona została uwierzytelniona.