to, co powiedział na „fajfie“ u premjera, gdy go panie nagabywały o rozmowę:
— Nie mam o czem mówić.
Oczywiście, kto ma tyle do myślenia, nie ma nic do mówienia.
Ponieważ wszakże Nikodema, chociaż to po sobie nie pokazywał, doprowadzała nieraz do rozpaczy jego nieznajomość różnych form i nierozumienie wielu słów, postanowił uzupełnić zasób swej wiedzy.
W tym celu wstąpił do jednej z księgarń na Świętokrzyskiej i nabył trzy dzieła: „Słowniczek wyrazów obcych“, Encyklopedję Powszechną“, oraz „Bon-Ton“,
Zwłaszcza ta ostatnia książka oddawać mu poczęła wielkie usługi. Zaraz pierwszego dnia znalazł w niej rozwiązanie tajemnicy, dlaczego Ulanicki kazał mu wrzucić do skrzynki u premjera nie jeden, lecz dwa bilety wizytowe.
Co do „Słowniczka“, używał go systematycznie. Każde słowo, którego znaczenia nie znał, zapamiętywał, by później odszukać objaśnienie.
Natomiast do encyklopedji zabrał się z całą systematycznością. Zaczął ją czytać od początku, i do wyjazdu zdążył dojść do litery „f“. Nie bawiła go wprawdzie ta lektura, lecz widząc doraźne jej skutki w obcowaniu z ludźmi, postanowił wszystko przeczytać do końca.
Było to bodaj jedyne zajęcie Nikodema w owym okresie, jeżeli nie liczyć lektury listów Niny. Codziennie otrzymywał przynajmniej jeden. Były to listy długie i Dyzma, chociaż przyznawał, że są piękne, w końcu stracił cierpliwość i przestał je czytać. Zaglądał tylko na koniec, gdzie bywały zwykle informacje. Z nich dowiedział się, że Kunicki nie zamierza wyrzec się genjalnego administratora, lecz uważa, że Nikodem będzie mógł łatwo pogodzić stanowisko prezesa banku ze stanowiskiem plenipotenta, gdyż Kunicki absolutnie żadnych zajęć mu nie narzuca, pozostawiając wolną rękę.
Nina bardzo się tem cieszyła i błagała Dyzmę, by na to się zgodził. Nikodem długo namyślał się, lecz zdecydował się przyjąć propozycję dopiero wówczas,
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.