Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.

gdy Krzepicki z całą stanowczością stwierdził, że od przybytku głowa nie boli.
Nie napisał o tem Ninie, gdyż zgodnie z jej prośbą, wogóle do niej nie pisywał. W Koborowie listy zawsze przechodziły przez ręce Kunickiego i Nina obawiała się, by ten nie otworzył koperty, jak to już przed paru laty zdarzyło się z listami Kasi.
Urządzaniem mieszkania pana prezesa zajmował się Krzepicki i to z taką energją, że w ciągu dwóch tygodni wszystko było wykończone i Nikodem przeprowadził się z hotelu na Wspólną.
Nazajutrz wyjechał do Koborowa, by zabrać rzeczy i rozmówić się z Kunickim.
Była to niedziela, a że zapomniał zadepeszować po konie, musiał iść pieszo. Odległość nie przekraczała dwóch kilometrów, a że ranek był piękny, przechadzka ta Dyzmie sprawiła nawet przyjemność.
W pobliżu tartaku spotkał starszego majstra z papierni, który z szacunkiem ukłonił się Dyzmie. Dyzma przystanął i zapytał:
— Cóż tu u was słychać w Koborowie?
— Dzięki Bogu, nic nowego, proszę pana administratora.
— Nie jestem już administratorem, tylko prezesem banku. To nie czytaliście tego w gazecie?
— Czytaliśmy, a jakże, że nas taki zaszczyt spotkał.
— No więc? Więc mówi się do mnie panie prezesie. Rozumiecie?
— Rozumiem, panie prezesie.
Dyzma włożył ręce w kieszenie, kiwnął głową i ruszył dalej. Po paru krokach odwrócił się jednak i zawołał:
— Hej, człowieku!
— Słucham, panie prezesie.
— A pan Kunicki jest w pałacu?
— Nie, panie prezesie, pan dziedzic pewnikiem w Siwym borku, bo tam kolejkę zakładają.
— Przecież dziś niedziela, święto.
— O, u pana dziedzica to święto jest wtedy, jak